GKP Targówek: Biuro Sportu niszczy nas celowo!
17 czerwca 2013
- Przez półtora roku zabrano nam 630 tys. zł z tytułu zwrotów, braku dotacji, wyrzucenia z programu rewitalizacji klubów sportowych. Władze nie chcą pomóc. Chcą nas zniszczyć! 3,5 ha w pobliżu przyszłej stacji metra jest warte 80 mln zł - mówi Zbigniew Bucoń. "Echo" rozmawia z wieloletnim prezesem GKP Targówek.
- Klub nie powstał wczoraj. Tymczasem miejscy urzędnicy przypomnieli sobie o nim niewiele ponad rok temu.
- Klub istnieje w tym miejscu od 1953 roku.
Władze dzielnicy uratują GKP Targówek? Jak biurokraci pozwolą!
Urząd dzielnicy chce przejąć w zarządzanie tereny GKP Targówek przy Kołowej 18. Czy to jedyny ratunek dla dogorywającego klubu? - To najlepszy sposób - twierdzi Paweł Lech, przewodniczący miejskiej komisji sportu, która zajęła się sprawą na specjalnym posiedzeniu.
W 1958 został formalnie założony jako DKS Targówek, a w 1996 piłka została oddzielona od akrobatyki i działa jako Gminny Klub Piłkarski. Czyli sekcja futbolowa na Targówku istnieje 17 lat. Byłem współzałożycielem klubu, jego prezesem, wiceprezesem, dyrektorem. Jestem tu od pierwszego dnia. Poza tym od 1985 byłem zawodnikiem, a następnie członkiem zarządu DKS. Nieprzerwanie byłem prezesem GKP od początku do 2012.
- Jeden prezes przez 16 lat, a następnie w ciągu roku aż czterech.
- Wszystko przez niechęć dyrekcji Biura Sportu osobiście do mnie. Najpierw zastąpił mnie Krzysztof Król. Potem wróciłem, bo ustąpił jeden członek zarządu, a musiało być przynajmniej dwóch. Znowu zostałem wybrany, znów ustąpiłem dla dobra klubu, prezesem został Marcin Jakubowski, który wytrzymał cztery miesiące. Ostatnio był Grzegorz Skrzecz - zrezygnował przed miesiącem.
- Kłopoty zaczęły się właśnie w ubiegłym roku, kiedy zmieniły się władze miejskiego Biura Sportu i Rekreacji.
- Nigdy nie byliśmy rozpieszczani przez miasto. Dostawaliśmy jakieś 60 procent tego, co inne kluby. Z dzielnicy dostawaliśmy dotacje w wysokości 100 tys. zł, gdy inni 300 tys. W tym roku przypadło nam niewiele ponad 32 tys. W innych dzielnicach kluby dostają 150-180 tys.
Najlepszy okres mieliśmy, gdy dyrektorem Biura Sportu i Rekreacji był Wiesław Wilczyński, który wdrożył wiele rewelacyjnych programów, jak np. "Sportowy talent" czy rewitalizacji klubów. Te, które prowadzą działalność na terenie miejskim, ale bez uregulowanej sytuacji prawnej terenu, dostawały pieniądze na rozbudowę i odnowienie bazy, w tym także na administrację. Dzięki temu mamy dziś wyremontowany obiekt.
Po dyrektorze Wilczyńskim przyszła pani Renata Popek, która nie ma pojęcia o sporcie. Zostaliśmy wyrzuceni z programu rewitalizacji. Nasyłano na nas kontrole, na stronie internetowej podano, że są podejrzenia o malwersacje. To kolejne bezpodstawne działania, bo nikomu tego nie udowodniono. Przeżyliśmy wszelkie kontrole, od nadzoru budowlanego po straż pożarną. Nadzór budowlany stwierdził, że niczyje zdrowie nie jest zagrożone. Zrobiliśmy projekt architektoniczny, który chcieliśmy zgłosić do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Nie możemy tego zrobić, bo potrzebna nam jest umowa dzierżawy z miastem minimum na trzy lata. Bardzo prawdopodobny upadek klubu to podziękowanie za 17 lat pracy od urzędników Hanny Gronkiewicz-Waltz dla wszystkich tych ludzi, którzy angażowali się w działalność klubu.
Urzędnikom chodzi m.in. o to, że ja wynajmuję od klubu lokal gastronomiczny, który zbudowałem i wyposażyłem za własne pieniądze. Użytkuję go i za to klubowi płacę. W innych częściach miasta zarobek byłby większy, ale wolałem tu, żeby wspierać klub. Za to dostałem podziękowanie od miejskich urzędników, którzy nagabywali panów Króla, Wąsowicza, Skrzecza i matkę jednego z zawodników o haki na Buconia.
- Dostaliście propozycję nowej umowy dzierżawy, ale klub jej nie przyjął. Może trzeba było pójść na ugodę?
- Co to za ugoda, jeśli ktoś w pierwszym zdaniu pisze, że to propozycja ugody, a w dziesiątym, że musimy ją podpisać w ciągu trzech dni? Klub nie może zrezygnować z naniesień, które są jego majątkiem, wycenionym na 6,5 mln zł. Nie może przyjąć umowy na zaledwie jeden rok i zobowiązującej nas do zapłacenia 467 tys. zł za bezumowne korzystanie z gruntów. I co? Za rok mamy się wyprowadzić? Tymczasem na nasze pismo nie ma odpowiedzi. Dostaliśmy propozycję podatku od gruntu. Za 2,7 tys. mkw. mamy płacić 9,3 tys. zł. A PKS Radość, Delta i Drukarz za 6 tys. metrów płacą o 1700 zł mniej.
- Dyrektor Biura Sportu Renata Popek podczas publicznych wystąpień podkreśla, że chce współpracować. Chwilę potem do klubu wpływają pisma odrzucające klub z konkursów o rewitalizację z powodu literówek lub drobnych pomyłek.
- Pani dyrektor w swoich kłamstwach zaszła tak daleko, że nie może już się wycofać. Teren, który zajmujemy, jest wart ok. 80 mln zł. Jeżeli jest 3,5 ha w pobliżu przyszłej stacji metra, to zapewne ktoś tym terenem jest zainteresowany. Moje firmy biorą udział w różnych przetargach na 2-3 mln zł. Jeżeli w złożonej ofercie jest błąd techniczny, to wzywa się do uzupełnienia dokumentów. W Warszawie, jak jest błąd, to stowarzyszenie się odrzuca. Jesteśmy traktowani najgorzej ze wszystkich stołecznych klubów. Chociaż inne też mają nielekko. Z 20 mln zł na sport, sześć idzie na utrzymanie OSiR-ów, po trzy na Warszawskie Ośrodki Wypoczynkowe "Wisła" oraz Park Kultury i Rekreacji w Powsinie, czyli w rzeczywistości na sport zostaje 8 mln. Jak ma się to do 40 mln za czasów dyrektora Wilczyńskiego?
- Co ze szkoleniem młodzieży? W ubiegłym roku rozwiązaliście kilka grup młodzieżowych i możliwości trenowania zostało pozbawionych ponad 100 chłopców.
- Od lipca prawdopodobnie nie będzie żadnych grup młodzieżowych, ponieważ nie stać nas na ich utrzymanie. 100 chłopaków posłaliśmy na ulicę. W zeszłym tygodniu próbowaliśmy uzyskać koło ratunkowe od nowego burmistrza Sławomira Antonika. Usłyszeliśmy, żebyśmy zapomnieli o pieniądzach. Tak władza dba o sport młodzieży.
- Ile kosztują u was zajęcia?
- Bierzemy 120 zł miesięcznie, ale musimy to podzielić na 16, bo tyle przypada treningów w miesiącu. To 7,50 zł za jedne zajęcia. Nie można drenować kieszeni rodziców, bo oni nie mają pieniędzy. Oczywiście przed podjęciem decyzji o likwidacji kolejnych grup, zaproponujemy rodzicom podwyżkę, ale wiem, że raczej to nie przejdzie. Już dziś mnóstwo osób nie płaci terminowo, ma zaległości. Mamy potężne problemy finansowe. Dług klubu wynosi ok. 220 tys. zł. Nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność.
- A 467 tys. zł, których żąda miasto za zaległą dzierżawę?
- Nie przyznajemy się do tego długu. Jeśli od 16 lat prosimy o ustalenie stanu prawnego nieruchomości, a nikt tego nie umie załatwić, to nie jest to nasza wina.
- W III lidze jesteście na szóstej pozycji.
- Mecz z liderem, Legionovią, był wydarzeniem. Chociaż akurat gorzej nam poszło. Przegraliśmy 0:3.
- Ile kosztuje miasto seniorska piłka na Targówku?
- Nic. Na piłkę seniorską dostajemy pieniądze od sponsorów, obiekt utrzymujemy z funduszy własnych. 10 lat temu w Warszawie były Legia, Polonia, Gwardia, Olimpia, Hutnik. GKP był dziesięty w stolicy. Teraz po Legii, gdy padła Polonia, w III lidze są Targówek i Ursus. W IV lidze mamy Okęcie, które spadnie. Gdy oglądam w TVP Info relacje z lokalnych sportowych wydarzeń na Mazowszu, to jestem przerażony. Pokazuje się Radom, Siedlce, Płock, a w Warszawie nic nie ma. O stolicy mówi się tylko w kontekście rozkładania sportu.
- Sprawa GKP Targówek jest żałosna - przy pełnej akceptacji władz miasta dla działań Biura Sportu, świadomie doprowadza się do upadku kolejnego klubu w stolicy.
- Mam żal do radnych, z wyjątkiem jednej czy dwóch osób. Nikt nie podjął walki w naszym imieniu. Sukcesem było to, że teren został przekazany burmistrzowi w zarząd, ale na tym koniec. Pani prezydent przekazała teren, ale przez pół roku burmistrz nie dostał pełnomocnictw. Przez kogo stan prawny jest nieuregulowany? Przez nas czy przez urzędników? Jest tu gospodarz, ale co z tego? Bardzo prawdopodobny upadek klubu to podziękowanie za 17 lat pracy od urzędników Hanny Gronkiewicz-Waltz dla wszystkich tych ludzi, którzy angażowali się w działalność klubu.
- Jaki macie pomysł?
- Jeżeli komuś zależałoby na kompromisie, to dałoby się coś zrobić. Urzędnicy jednak nie chcą kompromisu. Chcą nas zniszczyć! Drukarz płaci za dzierżawę 2,7 tys. miesięcznie. Razy 48 miesięcy to jest 129 tys. za trzy lata. Taką kwotę moglibyśmy zapłacić, ale nie na zasadzie, że za rok mamy opuścić obiekt. Dlaczego przez 10 lat nikt nie chciał pieniędzy, chociaż chcieliśmy płacić? Sprawa nadaje się do prokuratury. Jak można traktować podmioty wybiórczo? Czy to, że prowadzimy działalność gospodarczą źle o nas świadczy? Jeśli co roku wypracowujemy 300 tys. zł, to o tyle mniej chcemy od miasta. Dzięki tej działalności tworzymy 20 miejsc pracy. Radzimy sobie, mimo wszystko gramy. Przez półtora roku zabrano nam 630 tys. zł z tytułu zwrotów, braku dotacji, wyrzucenia z programu rewitalizacji klubów sportowych. Dzięki takiej postawie władz miasta nie rozbudowaliśmy obiektu. Po wejściu do III ligi mieliśmy przygotowaną trybunę od MOSiR w Ząbkach. Mieliśmy zlikwidować parking i zbudować tam boisko dla dzieci. Nasz klub nie tak dawno liczył 250 zawodników. Co robi teraz ta setka dzieci, które wygoniliśmy na ulicę?
Rozmawiał Maciej Weber
.