Ilu etatów potrzeba, żeby przejść przez jezdnię na zielonym świetle?
10 marca 2015
Przy stacji metra Wawrzyszew stoi człowiek przeprowadzający dzieci przez ulicę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że... jest tam sygnalizacja świetlna.
Jezdnia zachęca do rajdów
Kiedy w listopadzie wybrałem się na otwartą po przebudowie al. Reymonta, natychmiast zwróciłem uwagę na to, że dwie jezdnie zupełnie nie pasują do otoczenia: "ruch samochodów pierwszego dnia po otwarciu należy określić raczej jako "niczym nieskrępowany": kierowcy pędzili od Żeromskiego do Kasprowicza na złamanie karku, ignorując ograniczenie prędkości i przejście dla pieszych przy Schroegera. Czy na Bielanach zbudowano kolejną jezdnię o parametrach zupełnie niedostosowanych do planowanej prędkości ruchu? Nowa jezdnia jest tak prosta i szeroka, że wręcz zachęca do niebezpiecznej jazdy".
Od tego czasu bywam w al. Reymonta regularnie i obserwuję pędzące samochody i pieszych, którzy na przejściu przy Schroegera stoją po kilka minut, czekając na zupełnie pustą jezdnię. Mam poważne obawy, że ta ulica prędzej czy później stanie się drugą al. KEN na Ursynowie, na której sygnalizację świetlną zdecydowano się postawić dopiero po śmiertelnym wypadku z udziałem dziecka. Inżynier ruchu nie zamierza likwidować zielonych strzałek, a winą za niebezpieczne sytuacje na rondzie obarcza kierowców, którzy nie potrafią wykonać bezpiecznie jednego z najprostszych manewrów, czyli skrętu w prawo na zielonym świetle A w bezpośrednim sąsiedztwie al. Reymonta są niestety dwie szkoły podstawowe: nr 209 im. Hanki Ordonówny i nr 223 im. Partyzantów Ziemi Kieleckiej. Pewnego dnia jadąc aleją (żeby była jasność: rowerem i zgodnie z przepisami) w kierunku Kasprowicza pomyślałem, że na przejściu przy Schroegera powinna stanąć osoba przeprowadzająca dzieci przez ulicę. Kilkaset metrów dalej - pardon, ale to wyrażenie najlepiej oddaje to, co się stało - opadła mi szczęka.
Czy na zielonym jest niebezpiecznie?
Na skrzyżowaniu al. Reymonta i Kasprowicza, obok stacji metra, stoi mężczyzna ubrany w odblaskowy strój, trzymający wielki znak "stop" i przeprowadza przez jezdnię kobietę z dwójką dzieci. NA ZIELONYM ŚWIETLE. Dlaczego tam, a nie na przejściu bez sygnalizacji kilkaset metrów dalej? Czy przechodzenie nawet na zielonym świetle jest niebezpieczne? Spytałem o to rzecznika urzędu dzielnicy Bielany i przytaczam jego wypowiedź w całości.
- Na skutek licznych interwencji rodziców uczniów Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 223 przy ul. Kasprowicza 107, dotyczących niebezpiecznego przejścia na skrzyżowaniu ulic Kasprowicza i al. Reymonta, na których narasta ruch pojazdów w stronę przeprawy na Wiśle, jak i trasy wylotowej na Gdańsk i odwrotnym kierunku, zaistniała konieczność zatrudnienia osoby nadzorującej bezpieczne przejście dzieci przez to skrzyżowanie, pomimo sygnalizacji świetlnej - pisze Tadeusz Olechowski. - Kierowcy mając możliwość skrętu w prawo na czerwonym świetle, widząc zapaloną zieloną strzałkę, w wielu przypadkach nie zatrzymują się przed przejściem, jak wymagają tego przepisy o ruchu drogowym, lecz wymuszają pierwszeństwo na pieszych. Dlatego też, mając na względzie zdrowie i życie dzieci, zatrudniona osoba nadzoruje bezpieczne przejście przez jezdnię.
Czyli władze Warszawy zafundowały na Bielanach taką ulicę i taką organizację ruchu, a policja do tego stopnia nie panuje nad łamiącymi prawo kierowcami, że samorząd Bielan musiał wydać pieniądze podatników na zatrudnienie przeprowadzacza. Czy patrol drogówki w nieoznakowanym samochodzie, wyłapujący pieszych przechodzących przez pustą jezdnię na skrzyżowaniu Kasprowicza i Nocznickiego, nie mógłby ustawiać się kilometr dalej i zwracać mniejszą uwagę na potencjalne ofiary, a większą na potencjalnych sprawców? Czy inżynier ruchu nie mógłby zadbać o bezpieczeństwo i po prostu zlikwidować kilka zielonych strzałek, skoro stosuje się do nich może co setny kierowca?
- Zastosowanie strzałki skrętu warunkowego jest rozwiązaniem wpływającym na poprawę warunków ruchu na skrzyżowaniu - mówi Anna Tarnachowicz z biura Inżyniera Ruchu m.st. Warszawy. - Przeprowadzona w terenie kontrola wykazała, że kierowcy wykonujący manewr skrętu w prawo na zielonym świetle wymuszają pierwszeństwo na pieszych poruszających się po równoległym przejściu dla pieszych. W związku z powyższym nie potwierdzono zasadności likwidacji sygnalizatorów S-2 (z zieloną strzałką w prawo - przyp. red.).
Innymi słowy inżynier ruchu nie zamierza likwidować zielonych strzałek, a winą za niebezpieczne sytuacje na rondzie obarcza kierowców, którzy nie potrafią wykonać bezpiecznie jednego z najprostszych manewrów, czyli skrętu w prawo na zielonym świetle. I ma tu dużo racji, bo już po jednym dniu spędzonym za Odrą albo za Bałtykiem można odnieść wrażenie, że system szkolenia kierowców w Polsce ma poważne wady.
Na razie biuro inżyniera ruchu wystąpiło do Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji z prośbą o objęcie ronda nadzorem "zwłaszcza pod kątem przestrzegania przez kierujących wykonujących manewr skrętu w prawo na sygnale ogólnym, obowiązku ustąpienia pierwszeństwa pieszym na równoległym przejściu". Patrol policji to kolejne dwie osoby opłacane z pieniędzy podatników i pilnujące, żeby podatnicy bezpiecznie przeszli przez jezdnię na zielonym świetle. To chyba przestaje się opłacać...
Dominik Gadomski