Zanim zbudowano trasę S8
9 listopada 2015
Przyszedł walec i wyrównał. Mniej więcej dziesięć lat temu wybiły ostatnie godziny dla nietkniętego przez nowoczesność skrawka dawnych Górc między bocznicą kolejową huty Arcelor-Mittal a ulicą Dywizjonu 303. Zachował się tu świat szklarni, drewnianych domów, tajemniczych ziemianek i zdziczałych ogrodów. Został tylko na zdjęciach, bo wszystko zmiotła trasa S8, czyli aleja Obrońców Grodna.
Solidność ulicy Żeńców
Ulica Żeńców była krótka. Łączyła Kazubów z Dywizjonu 303. Posiadała nawierzchnię asfaltową, kilka latarń i wybrukowany solidną, bazaltową kostką przejazd przez bocznicę kolejową prowadzącą do huty. Jej zabudowę stanowiły szklarnie, w których hodowano pomidory, jakieś warsztaty, ale pod numerem 9 znajdowała się jedyna w okolicy kamienica. Piętrowy dom z czerwonej cegły był naprawdę masywny. Jednak czy mieszkała tu jedna rodzina, czy kilka - ciężko powiedzieć. W każdym razie budynek pod koniec swojej egzystencji był opuszczony i zdewastowany. W środku zamieszkali bezdomni, którzy palili ogniska na pierwszym piętrze a do ognia dokładali stare meble. Niestety, nie udało się uratować kaflowych pieców. Szkoda tego domu. A może ten tekst przeczyta jego były lokator?
Sama ulica Żeńców została zlikwidowana w dwóch etapach. Pierwszy był jeszcze w PRL. Biegnący na południe odcinek (znajdowało się przy nim przedszkole) został skasowany w związku z budową bloku przy Kazubów 10. Drugi, ten ze szklarniami, zniknął ostatecznie w 2008 roku, kiedy drogowcy zdemontowali słupek noszący tabliczki z nazwą. Chwilę później rozpoczęły się prace przy korytowaniu trasy.
Swojsko na Brzeżku
Brzeżek - ta nazwa bardzo pasowała do tej uliczki. Gruntowa ścieżka była tak rzadko uczęszczana przez samochody i pieszych, że zarosła trawą. Pod numerem 2, na przecięciu z bocznicą kolejową, stał maleńki domek. Obok niego, pod czwórką, drewniana chałupa Pawła Pielasy. - Ten dom pochodzi z 1940 roku - mówiła mi jego właścicielka. - Od lat czekamy na przeniesienie, bo tu trasa ma być. Panie, kiedy to będzie, jak ja za Gomułki pierwszy raz słyszałam o tych planach. Świat mirabelek, kur, działek, gruntowych uliczek i drewnianych domków przeszedł do historii. I nikt po nim nawet nie zapłakał. Nigdy jej nie zbudują, a przynajmniej ja tego nie dożyję - opowiadała starsza pani, a po podwórku dumnie defilowały kury. Pod szóstką stała prostopadle do ulicy piętrowa, murowana oficyna nosząca adres Brzeżek 6. Jej blaszany dach pokrywający w części południową elewację nadawał budynkowi powagę. Nie pomogło to jednak przed rozbiórką. Wszystkie domy zostały rozebrane, a drewniak Pielasy pod numerem 4 najpierw efektownie spłonął. Blisko osiemdziesięcioletnie drewno paliło się jak pochodnia.
Warsztaty z Wieśniaczej
Wieśniacza nie do końca została unicestwiona. Jej odcinek południowy, znajdujący się między Szlifierską a bocznicą huty ocalał. Dalszy fragment, od bocznicy na północ, został zlikwidowany. Nie było tu nic ciekawego. Jakieś warsztaty, komórki, tandetne altanki działkowe wykorzystywane przez pozbawionych już siły na dbanie o działki emerytów. Albo pijaków, którzy nie mieli problemu, żeby puszkę po konserwie i butlę po wódce rzucić w krzaki? Niemniej Wieśniacza, mroczna i nieoświetlona, także zniknęła.
Na Siodlarskiej i Dywizjonu
Druga ulica, która nie została całkowicie unicestwiona, to Siodlarska. Tak jak Wieśniacza przebiegała od Górc do Dywizjonu. I była ważna, ponieważ mieszkańcy osiedla szli nią do przystanku tramwajowego na Dywizjonu 303. Poza dwoma nieprzedstawiającymi żadnych wartości domkami istniała tu także ziemianka. W dawnych czasach, gdy nie było lodówek, ziemianki stanowiły pomieszczenie przeznaczone do przechowywania żywności. Podobna do tej z Siodlarskiej znajduje się niedaleko, też na Bemowie, przy ulicy Narwik.
Zniknął także spory fragment ulicy Dywizjonu 303 między Maryninem a Powstańców Śląskich. Polna droga, a wzdłuż niej drewniane domy, jakieś warsztaty, burzany, rudery z cegły rozbiórkowej. Szczekające na przechodniów psy broniły swojego terytorium, a numery domów namazane były na brudnych elewacjach lub widniały na prymitywnych tabliczkach "samoróbkach". Przy Maryninie mieszkał pan Roman Ślupowicz. - Mieszkam tu całe życie. Chyba nie dożyję wyprowadzki - mówił mi. I chyba jego słowa się ziściły, bo długo przed rozbiórką dom na Maryninie opanowali bezdomni. Świat mirabelek, kur, działek, gruntowych uliczek i drewnianych domków przeszedł do historii. I nikt po nim nawet nie zapłakał.
Przemysław Burkiewicz