Wiadukt na Marcelinie: komu robimy dobrze?
6 lutego 2013
Zdewastowana Marywilska wciąż czeka na remont, a jednym z głównych hamulców tej inwestycji jest ogromny koszt przebudowy wiaduktu nad bocznicą kolejową na Marcelinie, używaną przez prywatną firmę kilka razy w miesiącu.
Kierowcy przejeżdżający codziennie wiaduktem na Marywilskiej mają dość. Zrujnowana nawierzchnia nie pozwala na normalną jazdę nawet zgodnie z ograniczeniem prędkości, czyli 30 km/h.
- Jakiś czas temu pisaliście o "łapankach" na wiadukcie. To kpiny w żywe oczy. Jest jednak jeszcze druga strona medalu - pogarszający się stan samochodów jeżdżących po takich nierównościach. Kto nam zapłaci za ich naprawę? Przecież to oczywiste, że po jakimś czasie auta zaczną szwankować - skarży się czytelnik.
Na przebudowę Marywilskiej potrzeba niemałych pieniędzy. Ważnym elementem tej inwestycji jest bardzo kosztowna przebudowa wiaduktu nad starą bocznicą kolejową prowadzącą z Marcelina na Annopol. Mieszkańcy telefonujący do redakcji spekulują, że została ona porzucona przez PKP. Rzecznik kolei zaprzecza.
- Bocznica nie została porzucona. Jest dzierżawiona od PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. przez firmę spedycyjną Trade Trans i kilka razy w tygodniu wykorzystywana - wyjaśnia Krzysztof Łańcucki z PKP PLK.
Zapytaliśmy firmę Trade Trans, jak często korzysta z tego fragmentu torów. Okazuje się, że raz, góra dwa razy w tygodniu. - Trzy lata temu wydzierżawiliśmy bocznicę od PKP PLK, dzięki temu mogliśmy wynająć magazyn na Annopolu - mówi dyrektor Zbigniew Bartuszak.
Sześć lat temu nie była używana
O planowanej przebudowie i rozbudowie wiaduktu nad nieużywaną bocznicą kolejową pisaliśmy w grudniu 2007 roku. Nasz artykuł "Wiadukt nad krzaczkami" zarzucał wprost niegospodarność władzom miasta.
- Bocznica nie jest używana - potwierdzała wówczas Barbara Leszczyńska z biura marketingu i komunikacji społecznej PKP. - Obecnie jest na etapie uwłaszczania, co oznacza, że koleje nie mają żadnych planów wobec tego toru. Jego teren zostanie najprawdopodobniej przejęty przez samorząd m.st. Warszawy.
To samo mówił ówczesny burmistrz dzielnicy Jacek Kaznowski. - W rejonie tej bocznicy planujemy parkingi do obsługi centrum handlowego na Marywilskiej. Tory z pewnością ulegną likwidacji - zapewniał.
Artykuł z 2007 roku był nośny. Redaktor naczelny odebrał wówczas bardzo wiele telefonów od zbulwersowanych radnych i zdumionych urzędników. Dlaczego więc jedynym efektem tekstu "Wiadukt nad krzaczkami" było wynajęcie starej bocznicy firmie Trade Trans? Czyżby zrobiono wszystko, by nie trzeba było tłumaczyć się z zaplanowania kosztownej inwestycji, która nie ma sensu?
Miliony w błoto
Sytuacja jest kuriozalna: miasto planuje wydać kilkanaście milionów na przebudowę starego wiaduktu i dobudowanie obok niego drugiego, a wszystko tylko dlatego, żeby firma Trade Trans dwa razy w tygodniu mogła skorzystać z toru. Dlaczego w porę nie zareagowano i nie zaplanowano - zgodnie z deklaracjami ówczesnego burmistrza - likwidacji bocznicy?
Zdaniem radnego dzielnicy Wojciecha Tumasza wszystkiemu winne są skomplikowane procedury i przepisy, a także lenistwo urzędników. - Przejąć teren to znaczy wykupić go, a włada nim niepodzielnie PKP PLK. Mogę się założyć, że miasto nie zgodzi się na jakąkolwiek dzierżawę. W praktyce pozostaje przejęcie terenu przy pomocy specustawy o budowie dróg, co z kolei wiąże się z procedurą sprawdzenia, czy aktualna decyzja środowiskowa dopuszcza zmianę rozwiązania drogowego w tym rejonie: zamiast wiaduktu przejazd w terenie. Pytanie, czy urzędnicy będą chcieli wykonać dodatkową pracę przy inwestycji, której nie ma w planach - zastanawia się radny Tumasz.
Niestety, na to pytanie póki co nie ma odpowiedzi. Zarząd Miejskich Inwestycji Drogowych, pomimo kolejnych pytań i ponagleń z naszej strony, nie ustosunkował się do tematu.
Anna Sadowska