Wójt za kierownicą: nie widać końca żenującego spektaklu
4 lipca 2013
W sprawie wójta Nieporętu, oskarżonego o jazdę po alkoholu w ubiegłym roku, pewne jest tylko to, że pobrano mu krew do badania. Reszta, jak napisał Szekspir, jest milczeniem.
Prokuratura musiała umorzyć śledztwo w sprawie zniszczenia dowodów, bo nie wykryto sprawców. Komendanci policji w Legionowie i Nieporęcie do winy się nie poczuwają, a ciężko oskarżyć ich o to, że krew zniszczyli osobiście, skoro nie ma się ku temu żadnych przesłanek.
Podobnych spraw setki
Swoją drogą, to ciekawe, jak długo ciągnie się ta sprawa. Nie jest żadną tajemnicą, że w ciągu miesiąca policja łapie kilkunastu pijanych kierowców i szybko dostają wyroki za jazdę "pod wpływem". W legionowskim sądzie nie są prowadzone miesięczne statystyki takich spraw, jednak jest ich dość dużo. - Jeżeli oskarżony dobrowolnie podda się karze, to sprawa jest rozwiązywana szybko - dowiedzieliśmy się w wydziale karnym Sądu Okręgowego. - W przeciwnym wypadku trzeba zapoznać się ze zgromadzonym materiałem dowodowym, przesłuchać świadków, co prowadzi do wydłużenia procedury. Sprawa wójta Nieporętu na tym tle przeciąga się wyjątkowo, bo obrońcy chwytają się każdej możliwości, by od swoich klientów oddalić widmo odsiadki. W efekcie sprawa trwa już ponad rok.
Żenujące tłumaczenia
Przesłuchano już policjantów, którzy zatrzymali samorządowca, a także tych, którzy byli odpowiedzialni za transport próbek. Przed sądem stawali też lekarze, współpracownicy wójta i wiceprzewodniczącego rady i inni świadkowie, łącznie kilkanaście osób - a efektów brak. Na rozprawie pod koniec czerwca przesłuchiwano specjalistkę otolaryngologii, która miała ocenić, czy bełkotliwa mowa Mariana O. była spowodowana upojeniem alkoholowym, czy też ma podłoże chorobowe - podczas pobierania krwi w styczniu ubiegłego roku wiceprzewodniczący mówił niewyraźnie, usprawiedliwiając się hipoglikemią, czyli niskim poziomem cukru w organizmie. Cały ten proces napawa głębokim niesmakiem: począwszy od sytuacji złapania na jeździe "pod wpływem", przez tajemnicze zniknięcie próbek krwi, po żenujące próby zatuszowania bełkotu zdeformowaną protezą. To mógł być powód, dla którego organizm samorządowca wydzielał woń niewprawnemu nosowi kojarzącą się z kilkoma kieliszkami, a którą fachowiec może rozpoznać jako aceton - skutek śpiączki cukrzycowej. Przepytywano też właścicielkę zakładu protetycznego, w którym radny naprawiał uszkodzoną protezę dwa dni po zatrzymaniu przez policję. Według niej niewyraźna mowa przy braku lub wadzie protezy to kwestia indywidualna - czyli nie można zaprzeczyć, że Mariana O. nie można było zrozumieć nie ze względu na upojenie, tylko niedopasowane "trzecie zęby".
Byle do końca kadencji?
Sprawa toczy się już półtora roku, ostatnia rozprawa zaplanowana jest na końcówkę sierpnia. Zgodnie z Kodeksem karnym (Art. 178a, §1) samorządowcom grożą nawet dwa lata więzienia oraz zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych, ale - co bardziej dotkliwe - jeżeli wyrok skazujący zapadnie i będzie prawomocny, wójt będzie musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Chyba, że znając polski system prawny, wybierze drogę apelacji, a ta przedłuży się na tyle, że dotrwa do końca kadencji.
Cały ten proces napawa głębokim niesmakiem: począwszy od sytuacji złapania na jeździe "pod wpływem", przez tajemnicze zniknięcie próbek krwi, po żenujące próby zatuszowania bełkotu zdeformowaną protezą. W tej sytuacji nie dziwią głosy poparcia dla burmistrza warszawskiej Białołęki Adama Grzegrzółki, który złapany przez policję po wypiciu, nie w samochodzie, lecz na rowerze miejskim i to na pustym placu Zamkowym w środku nocy - złożył dymisję następnego dnia. Wójt się takiej szansy na honorowe załatwienie sprawy pozbył na własne życzenie. Pozbawił się też możliwości uczciwego procesu, przy okazji podważając zaufanie społeczne nie tylko do siebie, ale też do policji, prokuratury i powoływanych świadków.
Dziwić się można też samym mieszkańcom Nieporętu, że obserwując cały ten żenujący spektakl, nie zebrali jeszcze podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania ze stanowiska postaci tak marnej moralnie, której dzieciom za wzór stawiać nie powinni. Nie ma kogo żałować...
Wiktor Tomoń