Jak żyć bez metra, gdy ktoś "zostawił torbę"? [LIST]
11 października 2018
Gdy podziemna kolej nie kursuje, najbardziej irytująca wcale nie jest konieczność przesiadki. O tym, co wkurza w komunikacji zastępczej, pisze czytelnik, któremu w poniedziałek utrudnił powrót "pozostawiony bagaż".
"Poniedziałek, dzień tanich biletów w Muranowie. Między wieczornymi seansami z kina wysypuje się tłum, którego połowa znika od razu w metrze. Na wyświetlaczu widzę, że mamy "ruch w pętli Kabaty - Słodowiec", więc domyślam się, że znowu ktoś "zostawił torbę" na Młocinach.
Ewakuacja co trzy dni. Będą kary za pozostawiony bagaż?
Trwają poszukiwania firm, które zbudują ostatnie odcinki metra z Bródna na Karolin. Tymczasem istniejące stacje nadal borykają się z problemem...
Jadę na Tarchomin, więc postanawiam i tak wsiąść do metra a po drodze sprawdzić w Internecie, jakie są opcje. Albo otworzą Młociny zanim dojadę do Słodowca, albo złapię na Marymoncie 17 lub 518, albo wysiądę już na Gdańskim i będę szył z tramwajami i 509 ze Starzyniaka. Zero stresu.
Zanim dojeżdżam do Gdańskiego, wiem już wszystko. Wystarczyło zajrzeć na stronę ZTM i odpalić Jak Dojadę, żeby zaplanować przesiadkę na Słodowcu. Autobusy zastępcze powinny już kursować; można je łapać na Żeromskiego. W międzyczasie motorniczy i "syntezator mowy" przypominają, że dojedziemy tylko do Słodowca. Część pasażerów słucha, inni wyciągają z uszu słuchawki i dziwnie się rozglądają, jeszcze inni tylko robią miny. Może to obcokrajowcy.
Wysiadamy na Słodowcu (niektórzy z pomocą ochrony, bo powtarzany kilka razy komunikat wszedł za słabo). Zaraz po wyjściu na Serek widzę, że autobus grzecznie czeka. Dookoła ciemno, ale napis ZA METRO na wyświetlaczu widać wyraźnie, tak samo jak "bomby" stojącego obok samochodu. W autobusie siedzi sporo osób, ale miejsca dla stojących jest pełno. Kulturalnie wsiadam w towarzystwie kilku osób, staję i czekam na odjazd. Za moment ruszamy, zawijamy na Sacharowa i jedziemy na Młociny.
Na następnym przystanku zaczyna się corrida. Autobus otwiera drzwi, tłum zaczyna napierać. Napiera, napiera, napiera... aż zaczyna brakować powietrza. Naburmuszone twarze wszędzie dookoła. Ponieważ widzę, że zaraz za nami jest drugi autobus, grzecznie mówię "proszę państwa, tam już jedzie następny...". Naburmuszeni zerkają przez tylną szybę, w której widać drugi wyświetlacz ZA METRO. I co? I napierają dalej. Autobus z trudem zamyka drzwi i jedziemy dalej już jako sardynki. Na Wawrzyszewie kilka rybek wysiada; zwalnia się połowa siedzeń. I co? I nic, dalej jesteśmy sardynkami, bo naburmuszeni nie chcą na 2 minuty usiąść i zrobić miejsca dla stojących. Już nic nie mówię, tylko czekam aż dojedziemy.
Skoro już i tak straciłem trochę czasu, z ciekawości czekam na następny autobus. Przyjeżdża za moment, prawie pusty. I właśnie, to drodzy rodacy-warszawiacy, jest najbardziej wkurzające, kiedy nie kursuje metro.
Czytelnik
.