Taniec na rurze - kobiety to kochają i przełamują stereotyp
23 października 2013
Pole dance to nic innego jak coraz bardziej popularny taniec na rurze. Od września nauczyć się go można w Jabłonnie.
To niewielkie miejsce przy Zegrzyńskiej ma wiele do zaoferowania. Od września ruszyła grupa pole dance, czyli tańca na rurze. Już wkrótce wystartują też zumba, power combo i stretching.
Mężczyźni odpadają
Kiedy kilka lat temu znana z występów w teatrze Buffo Sylwia Adamowicz-Nowakowska i Monika Moskwa (występowała m.in. w musicalu Metro) zaczęły szukać swojego miejsca na ziemi. Nie spodziewały się, że strzałem w dziesiątkę będzie akurat studio tańca. Po sześciu latach funkcjonowania szkoły w Warszawie rozszerzają swoją działalność na okolice. Ich zajęcia w Jabłonnie przyciągają coraz więcej chętnych. Najbardziej intrygujący dla mieszkanek powiatu legionowskiego okazał się taniec na rurze.
- Mamy dwie grupy. Każda z nich liczy po 12 osób. Pole dance to nie tylko taniec na rurze. W ćwiczenia trzeba włożyć naprawdę wiele wysiłku, to ciężka praca wymagająca akrobatycznych wyczynów. Zanim zaczynamy ćwiczyć na samej rurce, prowadzimy niemal półgodzinną rozgrzewkę. Mięśnie muszą być odpowiednio rozgrzane, a po zajęciach obowiązkowy stretching, aby zrelaksować mięśnie i nie dopuścić do niepotrzebnych zakwasów. Pole dance to dyscyplina dla wszystkich. Tutaj nie ma granic wiekowych. Na zajęciach są panie od 20 do 47 lat. Tutaj naprawdę dostaje się w kość - mówi Sylwia Adamowicz-Nowakowska i dodaje też, że nie tylko kobiety uczestniczą w zajęciach. - Zdarzają się mężczyźni, którzy próbują swoich sił na rurze. Co ciekawe, często nie wytrzymują rywalizacji z kobietami. Fizycznego zmęczenia. A zdarza się, że śmieją się z zajęć. Dopóki sami nie spróbują - opowiada instruktorka. Podkreśla też, że pole dance stał się dyscypliną sportową. Organizowane są zawody, nawet na poziomie międzynarodowym. Niestety, pomimo popularności, ta dyscyplina wciąż budzi kontrowersje. Taniec na rurze dużej części społeczeństwa kojarzy się tylko z nocnymi klubami.
Po co mi głupie docinki?
Jak różne opinie wywołuje pole dance, wiedzą najlepiej same uczestniczki zajęć. Część z nich nie przyznała się znajomym, a nawet rodzinie, na jakie ćwiczenia się zapisały. Fitness to fitness.
- Znajomi nie wiedzą dokładnie, jak spędzam dwie godziny w tygodniu. Wyjaśniłam, że to zajęcia sportowe i dalej nie doprecyzowałam. Po co mi jakieś głupie docinki - mówi jedna z uczestniczek zajęć. Dlaczego zdecydowały się właśnie na taki rodzaj sportu? - To dużo ciekawsze, niż siłownia czy aerobik. Tutaj jest wszystkiego po trochu - wyjaśnia Kamila, która do Jabłonny przyjeżdża z sąsiedniej Białołęki. Śmieje się też, że w domu otwarcie powiedziała gdzie i po co wyjeżdża wieczorami. - Tata się śmiał i obiecał, że znajdzie mi coś na siniaki - dodaje. Czy chwilami nie mają dość tego morderczego wysiłku? - Mobilizujemy siebie nawzajem. Pokonanie swoich słabości jest wielkim wyzwaniem. Patrzę na koleżankę z boku i sama sobie mówię: "ona potrafi, to i ja dam radę" - mówi Patrycja.
Pole dance to dyscyplina dla wszystkich. Tutaj nie ma granic wiekowych. Na zajęciach są panie od 20 do 47 lat. W Jabłonnie studio działa od miesiąca. Tutaj wszystkie są dopiero w grupie początkującej - pole dance basic. Jeśli będą wytrwale w nich uczestniczyć, zdobędą kolejne stopnie zaawansowania. Aż do master class.
AS