Szkoła w Łajskach: parking głównie dla pracowników
22 października 2013
Rodzice uczniów szkoły w Łajskach alarmują, że wokół szkoły zrobiło się bardzo niebezpiecznie.
Ruszyła akcja zbierania podpisów pod petycją do starosty legionowskiego w sprawie budowy parkingu przy szkole i przedszkolu w Łajskach. Jak opisują rodzice, sytuacja przy placówce jest dramatyczna, na kilkaset dzieci przypadają 24 miejsca parkingowe.
- Mamy podstawówkę, gimnazjum i przedszkole, gdzie w sumie uczęszcza ponad 400 dzieci. Łatwo sobie wyobrazić, co tu się codziennie dzieje. W okolicy szkoły praktycznie nie ma ogólnodostępnych miejsc parkowania, a te przy szkole są w większości zajmowane przez nauczycieli. Rodzice parkują na trawie, chodniku, ścieżce rowerowej. Mieszkańcy i przechodnie skarżą się na utrudnienia, policja na razie poucza, ale niedługo zacznie wystawiać mandaty. Dzieci wysiadają z samochodów bezpośrednio na ulicę Kościelną - wprost pod koła nadjeżdżających samochodów. Nie chcemy czekać, aż komuś coś się stanie - denerwują się rodzice, którzy zaczęli zbierać podpisy pod petycją do władz gminy i powiatu. Na razie jest ponad 100 podpisów, ale to dopiero początek. Zdaniem rodziców rozwiązanie problemu nie jest skomplikowane. Miejsce dla samochodów można wygospodarować przy okazji przebudowy ulicy Kościelnej. Na to się jednak nie zanosi. Jak opisują rodzice, sytuacja przy szkole jest dramatyczna - na kilkaset dzieci przypadają 24 miejsca parkingowe.
- Problem niewystarczającej liczby miejsc parkingowych przy szkole i przedszkolu w Łajskach jest nam znany. Analizujemy sytuację własności gruntów w bezpośredniej bliskości szkoły i uwarunkowań wynikających z przepisów o planowaniu przestrzennym. Szukamy rozwiązań. Wiemy również, że władze Wieliszewa szukają alternatywnego miejsca do parkowania dla pracowników szkoły. Do czasu znalezienia innych rozwiązań poprawiłoby to sytuację rodziców - mówi Joanna Kajdanowicz z legionowskiego starostwa.
Zdaniem rodziców, "sprawdzanie możliwości" trwa już zbyt długo, a przed nami zima.
- Niebawem pługi zasypią chodniki, gdzie teraz parkują samochody i kierowcy zajmą jeden pas ruchu pozostawiając swoje samochody na jezdni. W okolicy i tak było już mnóstwo stłuczek - mówi jedna z mam. - Czujemy się zostawieni z naszym problemem sami, więc postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć działać. Czy to coś da? Zobaczymy. Jak na razie po drodze napotkaliśmy tylko mętne tłumaczenia władz lokalnych - dodaje rozgoryczona.
AS