Per aspera ad astra
25 września 2009
Przez ciernie do gwiazd - mawiali starożytni Rzymianie. Że choroba nie musi stanowić przeszkody w twórczym życiu, przekonuje wystawa prac Andrzeja Bilewicza w zakładzie opiekuńczym przy Mehoffera.
Wylew krwi do mózgu powstrzymał Bilewicza przed dalszymi pracami plastycz-nymi, dodatkowo przybiła go śmierć żony w 1995 roku. Spod opieki siostry, Ireny Zakrzewskiej, dostał się na Białołękę.
- Udało mi się umieścić brata w zakładzie leczniczo-opiekuńczym przy ul. Me-hoffera. Miał tu kontakt z ludźmi, powoli zaczął rysować, co było niezwykłym wy-darzeniem dla mnie, ale też dla osób opiekujących się moim bratem. Cieszę się, że ma tu kontakt z ludźmi, którego na pewno potrzebował - mówi Irena Zakrzewska.
- Na początku był bardzo wycofany, siedział tylko na fotelu lub leżał w łóżku, ćwiczył bardzo niechętnie i nie chciał się rehabilitować - twierdzi fizjoterapeutka, opiekująca się A. Bilewiczem. - W pewnym momencie do pokoju pana Andrzeja trafił nowy pacjent - pan Tadeusz. Ich połączenie okazało się bardzo korzystne.
Nie tylko więc chodzi o rehabilitację dla sztuki - to sztuka może stać się le-karstwem. Albo celem życia, gdy inne zawiodą. Przez trudności do celu. Per aspera ad astra.
(wt), bk