Ocalić od zapomnienia...
7 listopada 2008
Tym, którzy odeszli - bo pamiętamy. Tym, którzy przychodzą - by wiedzieli...
Autorka jest członkiem Partnerstwa Ulic Zielonej Białołęki, obecnie Stowa-rzyszenie Moja Białołeka. |
* * *
10 listopada 1886 roku na małej farmie przy Ruskowym Brodzie w rodzinie Vog-krodtów, holenderskich, a może niemieckich osadników rodzi się mały chłopiec. Dają mu imiona Sigmunt Adolf. Chłopczyk jest śliczny, zdrowy, tak pięknie się roz-wija. Wszyscy z dumą obserwują jak szybko rośnie, śmieje się głośno, rozpoznaje mamę i tatę, a może też braciszka lub siostrzyczkę. 8 września 1887 roku mały Zygmuś umiera. Nie wiemy, na co zachorował, czy cierpiał, a może uległ jakiemuś tragicznemu wypadkowi. Czujemy ból rodziców po stracie dziecka.
Maleńką płytę z piaskowca na cmentarzyku przy Ruskowym Brodzie, tuż obok wiejskiego kościółka zdobią pewnie przez długie lata kwiaty składane matczyną ręką.
Po jej śmierci rodzeństwo dba o małą mogiłkę. W latach 1944/45 przez te tere-ny przechodzi front wojenny. Potomkowie osadników holenderskich i niemieckich opuszczają w pośpiechu swoje domostwa. Żyli tu od dziesiątków lat, niektórzy zdążyli zasymilować się z mieszkającymi tu Polakami. Jednak uciekali przed armią, która jednym niosła wyzwolenie, innym zagładę. Zostawili po sobie tzw. olęderski porządek osadniczy, którego resztki możemy jeszcze zobaczyć w starej części ulicy Kąty Grodziskie, gdzie domostwa stawiano szczytem do drogi. Zostawili liczne rowy melioracyjne, bo sprowadzono ich tu na przełomie XVIII i XIX wieku po to, aby osuszyć podmokłe tereny dorzecza Wisły. Skromni, pracowici, jak to ewangelicy, zapewne swoją przyszłość wiązali z tymi ziemiami.
Pozostały po nich stare, zapomniane cmentarze, porosłe gąszczem zieleni. Miejsca trudne do zauważenia, nawet gdy koło nich się przejeżdża. To ślady naszej lokalnej historii. Historii, która już na zawsze splotła nasze losy. Mańkowska róg Ruskowego Brodu, Kamykowa, Szamocin, Kępa Tarchomińska. W tych miejscach znajdujemy jeszcze stare, zmurszałe fragmenty dawnych nagrobków, krzyży. Leżą połamane, roztrzaskane, obrośnięte mchem. Z trudem odczytujemy napisy: nie-spełna roczny Sigmunt, 65-letni Karol Klatt, Kauffman, Szulc, Dirks, Ratz, Paulina Kozlowska, Krystian Witt. Na zawsze zostali z nami.
Jest jeszcze czas ocalić choć część tych nagrobków. Od lat upominają się o to miłośnicy historii Białołęki, dziennikarze, nauczyciele, etnografowie. W ostatnich la-tach powstało wiele artykułów na ten temat, drukowanych w "Echu Nadwiślańskim", "Pulsie Warszawy", "Echu Białołęckim", "Nowej Gazecie Praskiej" czy "Kronice War-szawy".
Teresa Falkowska, etnograf, były pracownik nieistniejących już Pracowni Kon-serwacji Zabytków "Zamek" sp. z o.o. poświęciła wiele lat dokumentując pozosta-łości po cmentarzach, pukała do wielu drzwi próbując zainteresować tym proble-mem władze dzielnicy i miasta. Stowarzyszenie Moja Białołęka (w organizacji) po-siada obszerną dokumentację tych obiektów i bibliografie na ten temat. Wśród entuzjastów narodził się pomysł zbudowania w miejscu cmentarza przy Ruskowym Brodzie lapidarium z płyt przeniesionych ze wszystkich białołęckich cmentarzy. Miejsce oczyszczone, oznakowane i opisane byłoby z pewnością chętnie odwiedza-ne przez uczniów okolicznych szkół, rowerzystów i spacerowiczów. Dysponujemy wstępnym kosztorysem. Potrzebujemy społecznego i urzędowego wsparcia!
Historia osadników niemieckich i holenderskich na Białołęce, sprowadzonych tu w celu osuszania nadwiślańskich gruntów to dziś część historii Warszawy. Z uwagi na sytuację prawną ważna jest współpraca urzędu dzielnicy ze zwierzchnikiem kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce oraz Konserwatora Zabytków m.st. Warszawy.
W sobotę, parę dni przed Świętem Zmarłych na maleńki, zapomniany cmenta-rzyk poszły, jak co roku, Natalia i Patrycja. Wraz z mamą posprzątały leżące tam śmieci, butelki, puszki po napojach i zapaliły znicze na płycie z mogiłki małego Zygmusia i innych osób, których szczątki spoczęły tu na wieki.
Gdzieś daleko od Warszawy, w Wilnie, Nieświerzu, Nowogródku, Lwowie, na dalekiej Kołymie, w stepach Kazachstanu zostało tysiące polskich mogił. Zesłańcy powstań, ofiary wywózek stalinowskich... Rodziny w Polsce pamiętają o nich, prze-kazują swoją historię z pokolenia na pokolenie. Może niektórym udało się odwiedzić pozostawione gdzieś na wschodzie (ale także w Iranie, Palestynie, Afryce) groby. A ci, którym nie jest dane się wybrać w taką podróż, noszą w sercu nadzieję, że ktoś tam daleko omiecie samotną mogiłę, może zapali świeczkę Marysi, Władkowi, Sta-siowi, Józi.
Jolanta Żejmo
Więcej o cmentarzach na stronie www.mojabialoleka.pl.
Od redakcji
Na stronie www.gazetaecho.pl od lat dostępny jest artykuł Bartłomieja Janickiego i Michała Pilicha wydrukowany pierwotnie w "Pulsie Warszawy" w 1998 roku. To oni pierwsi formalnie zgłosili apel o utworzenie lapidarium. Niestety od tamtej pory nic się nie zmieniło.Ten artykuł znalazła niedawno w sieci starsza pani. Zadzwoniła do redaktora "Echa". Długo rozmawiała. Prosiła, by przekazać podziękowania autorom - "lu-dziom, którzy mają odwagę pisać prawdę bez obawy o konsekwencje". Mimo upły-wu lat, ta pani nadal czegoś lub kogoś bardzo się bała. Znała cmentarze na Rusko-wym Brodzie i Brzezinach. Tam leżą jej bliscy. Mówiła, że w 1944 roku nie wszyscy uciekli. Nie chciała się przedstawić. Nie udało się zidentyfikować numeru, z którego dzwoniła. Nie podała telefonu do siebie, choć redaktor "Echa" prosił, by pozwoliła przekazać go historykom. Bała się. Powiedziała, że dzwoni z daleka, ale z Polski. Mówiła o latach stalinowskich więzień za pochodzenie, o polskiej nietolerancji, o odebranej siłą ziemi. Prosiła, by dbać o cmentarze. Ile tajemnic kryją i czy uda nam się je poznać?