Aktywiści chcą... odbierać nieruchomości właścicielom. Za wycięcie drzew
25 lutego 2021
Tak radykalnej propozycji Miasto Jest Nasze jeszcze nie zgłaszało. Czy to już oficjalny powrót ideologii komunistycznej, która 32 lata temu miała trafić na śmietnik historii?
Przepisy dotyczące wycinki drzew już teraz są radykalne: jeśli chcemy usunąć z własnej ziemi roślinę o wymiarach przekraczających pewne wymiary - normy są różne dla różnych gatunków - musimy uzyskać zgodę urzędnika. A gdy nasze drzewo osiągnie wskazane w przepisach gabaryty, staje się nie do ruszenia bez kary finansowej.
Nie opłaca się mieć drzew
Skutek jest łatwy do przewidzenia.
Miejscy aktywiści czy groźni komuniści? Szokująca propozycja MJN
Miasto Jest Nasze zachwyciło się panującymi w Katalonii rozwiązaniami, pozwalającymi pozbawiać część obywateli prawa do decydowania o swojej własności.
Większość właścicieli stara się wycinać drzewa, zanim osiągną one arbitralnie wskazane przez polityków wymiary. W ten sposób drzewa, które mogłyby produkować tlen jeszcze przez wiele lat, znikają z krajobrazu Warszawy i Polski. Robią tak niemal wszyscy, szczególnie właściciele dużych działek, z Kościołem katolickim włącznie.
- Mam po dziadku 10 ha ziemi na Mazurach - mówi nasz czytelnik. - To kapitał dla moich dzieci i wnuków. Co pięć lat zamawiam ekipę, żeby wycięła wszystkie drzewa, bo wiem, że jak urosną za bardzo, to nie będzie można ich wyciąć i teren stanie się bezwartościowy. A ja chcę, by dzieci mogły go sobie zagospodarować albo sprzedać według ich woli. Na razie, przez 20-30 lat, nie przeszkadzałby mi las. Mógłby być. To ustawa każe mi go ciąć.
- Dziadek posadził drzewa, ale dziś zagrażają bezpieczeństwu - dodaje mieszkaniec Białołęki. - Trzeba je wyciąć. Jak tylko do tego się zabraliśmy, po kilkunastu minutach mieliśmy wizytę straży miejskiej wezwanej przez jakiegoś aktywistę, który zamieszkał w nowym bloku w sąsiedztwie. W jakim kraju my żyjemy, że nawet na prywatnej działce drzewa nie mogę wyciąć? Przecież nikt nie wycina bez powodu, bo ma taki kaprys. Czy aktywiści płacili mi za tlen, który te drzewa dla nich produkowały przez kilkadziesiąt lat?
Aktywiści-komuniści
Zamiast winić przepisy, aktywiści wolą oskarżać o złą wolę osoby, które z zasady najbardziej dbają o swoje drzewa: ich właścicieli.
- Kary za nielegalne wycinki drzew są śmiesznie niskie - grzmi Miasto Jest Nasze. - Proponujemy nową sankcję: wywłaszczenie działki za nielegalne wycięcie drzew na jej terenie. Skończy się kupowanie terenów zielonych przez cwaniackich deweloperów, którzy kary za wycinki wliczają sobie w koszty inwestycji i tną wszystko jak leci.
Należy podkreślić, że "tereny zielone", o których piszą aktywiści, to w przeważającej większości działki przeznaczone w planach zagospodarowania pod zabudowę, na których drzewa wyrosły, bo nie były użytkowane.
Propozycja odbierania własności "za karę" przywodzi na myśl najgorsze lata komunizmu, gdy właściciele nieruchomości byli - wielokrotnie dosłownie - wypędzani ze swojej ziemi. Oficjalnie cele były równie szczytne, jak troska o zieleń: warszawiaków pozbawiano własności, by zbudować osiedle, szkołę, dom kultury albo urządzić park. Wielu spadkobierców prawowitych właścicieli do dziś nie doczekało się ani zwrotu nieruchomości, ani odszkodowania. Gdy w 1989 roku upadł PRL, wydawało się, że podobne pomysły już nie wrócą.
Minęły 32 lata a "rewolucyjne" idee nie tylko są obecne w przestrzeni publicznej, ale też propagujący je ludzie są politycznymi partnerami prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Jak długo jeszcze prezydent Warszawy zamierza tolerować aktywistów-komunistów u swego boku, którym w miejskim ratuszu oddał władzę o skali całkowicie nieadekwatnej do społecznego poparcia dla tej grupy?
(dg, oko)