Zarządu wojna z "Echem"
5 grudnia 2008
Podczas jednej z ostatnich sesji rady dzielnicy na pytanie radnego Marka Fronczaka o powód nadzwyczaj szybkiego znikania z urzędu dzielnicy prasy lokalnej, wiceburmistrz Piotr Smoczyński przyznał, że zarząd wydał polecenie usuwania "Echa Białołęckiego" z ratusza.
Autor jest radnym dzielnicy Biało-łęka (Gospodarność), prezesem Fundacji AVE. |
Oświadczenie wiceburmistrza wywołało bu-rzę. Nic dziwnego, bo wypowiedź całkowicie skompromitowała urzędnika, bądź co bądź, wy-sokiego szczebla. Fakt, iż legalnie wybrane wła-dze w demokratycznym państwie prawa, które konstytucyjnie gwarantuje wolność słowa, roz-poczynają prywatną polityczną wojenkę z rów-nież legalnie działającą gazetą, po prostu je ośmiesza. Milczeniem należy pominąć fakt, że "Echo" posiada numer ISSN, decydujący zresztą wyłącznie o archiwizowa-niu gazety w zbiorach Biblioteki Narodowej i nie mający żadnego związku z legal-nością wydawnictwa. Kto jak kto, ale wiceburmistrz posiada instrumenty i wiedzę, aby tego rodzaju fakt sprawdzić.
Zdezorientowany wiceburmistrz Smoczyński pogrążał się jeszcze bardziej stwierdzając, że powodem decyzji zarządu jest również fakt publikowania przez "Echo" niepochlebnych ocen władz dzielnicy oraz niedrukowanie sprostowań. Nie wiem, czy redaktor Krzysztof Katner odmówił tego typu publikacji, ale prawo pra-sowe daje przecież stosowne instrumenty do jego egzekwowania.
Nie jestem adwokatem "Echa" ani członkiem redakcji. Jako niezależny publi-cysta również doświadczałem skracania tekstów czy niepochlebnego komentarza redakcji. Problem leży gdzie indziej. Każda z lokalnych gazet dyskredytowanych przez władze dzielnicy znakomicie poradzi sobie bez poparcia władz, ale to właśnie władzom tego typu wojenka odbije się czkawką. Cała sprawa obnaża kompleksy dzielnicowych działaczy Platformy Obywatelskiej i polityczne nastawienie jej członków. Własny PR przesłania obiektywizm. Potwierdza się to, co - łudziłem się - jest tylko odczuciem: lokalnej PO nie chodzi o reprezentowanie interesów miesz-kańców, ale o własne posady, urzędy, stanowiska i dobre samopoczucie. Tu nie ma miejsca na merytoryczną dyskusję, dialog i współpracę. I przypomina to jako żywo minioną epokę, kiedy mieliśmy jedną partię, jedną gazetę i w ogóle wszystko było wspólne. W związku z tym mam nadzieję, że "Czas Białołęki" wydawany od nie-dawna przez urząd dzielnicy nie stanie się współczesną "Trybuną Ludu".
Urząd ma prawo prowadzić własną politykę informacyjną, ma również prawo decydować o tym, jakie materiały dostępne są w holu ratusza. Jednakowoż chodzi o sposób prowadzenia tej polityki i elementarną przyzwoitość. "Echo" nie jest efe-merydą, ma na Białołęce swoją ugruntowaną pozycję, jest elementem historii na-szej dzielnicy, stanowi ważny kanał przepływu informacji i integracji mieszkańców. Zresztą udawanie, że dookoła nie ma ludzi myślących inaczej niż władze i nie-podejmowanie dialogu, lecz stosowanie represji - prowadzi donikąd. Warto dodać, że zaniepokojenie zbyt szybkim znikaniem swojej gazety wyraził także radny Krzysztof Pelc, prezes stowarzyszenia wydającego "Naszą Choszczówkę". Ja z kolei ze swojej strony mogę dodać, że podobne zjawisko obserwuję przy okazji każdego kolejnego numeru "Aveciarza" (mamy numer ISSN).
Najbardziej współczuję w tej sytuacji burmistrzowi Jackowi Kaznowskiemu, do-świadczonemu samorządowcowi, wieloletniemu przewodniczącemu białołęckiej rady gminy, który nie był obecny w tej części sesji, kiedy kompromitował się (nie po raz pierwszy zresztą) jego zastępca Piotr Smoczyński. Nie sądzę, aby ewentualna de-cyzja o dyskredytowaniu prasy lokalnej pochodziła od burmistrza. Liczę, że ko-niunkturaliści przestaną grać w lokalnej PO pierwsze skrzypce, a względy politycz-ne zejdą na dalszy plan. Mam nadzieję, że i z tej próby Jacek Kaznowski wyjdzie zwycięsko.
Bartłomiej Włodkowski