W krzaczki za potrzebą
8 maja 2009
W miejscach publicznych bezwzględnie brakuje toalet i o ile dorosły człowiek potrafi wytrzymać, to z dziećmi nie jest już tak łatwo.
Prostym rozwiązaniem są toalety typu toi-toi, ale jest ich zwyczajnie za mało. Okolice placów zabaw na Tarchominie i Nowodworach śmierdzą na odległość, ale niby gdzie rodzice mają wysadzić dziecko? Do domu za daleko. Maluch nie wytrzy-ma.
- Obecnie dzielnica planuje budowę toalety w parku Henrykowskim - informuje Bernadeta Włoch Nagórny, rzeczniczka białołęckiego urzędu.
I dobrze, ale dlaczego nie planuje ich w innych - o wiele bardziej uczęszcza-nych miejscach?
Dorosły, gdy zdrowy, nie ma większych problemów z utrzymaniem swoich fiz-jologicznych potrzeb na wodzy i na ogół zdąży do domowej ubikacji. Dziecko jed-nak ma bardziej liberalne podejście do terminu "wytrzymaj" i jak mus, to mus. Gdzie wobec tego dziecię nasze ma się udać za potrzebą, skoro publicznych toalet w miejscach dla dzieci przeznaczonych brakuje?
Krzaczki, jeśli są, służą za szanujący intymność szalet. Gdy krzaczków nie ma - sąsiedzi placów zabaw muszą godzić się z widokiem wypiętych pup i zapachem coraz intensywniejszym z każdym letnim miesiącem. Ale przecież do wszystkiego można się przyzwyczaić, więc po co właściwie podnosimy larum?
- Oczywiście lepszym rozwiązaniem byłyby toalety zbudowane, ze stałym do-stępem do bieżącej wody, ale dlaczego dzielnica i administracje nie stawiają przy-najmniej toi-toiek? - pyta matka z Nowodworów.
bk, wt