Seria niefortunnych przypadków legionowskiej władzy
11 marca 2016
Tylko w ostatnich tygodniach kilka decyzji prezydenta Romana Smogorzewskiego i jego zaplecza wzbudziło poważne kontrowersje. Sprawa dzierżawy Centrum Komunikacyjnego, działki po przedszkolu "Bajkowy Dom" . No i sprawa własności lokalu odnajmowanemu bankowi PKO. Czy to wszystko naprawdę dla publicznego dobra?
Wypadek nr 1: Centrum Komunikacyjne
O zamiarze wydzierżawienia Centrum Komunikacyjnego prywatnemu operatorowi już pisaliśmy. Przyznajemy, prezydent pilnuje kasy, której miasto po zmianie przepisów podatkowych nie mogłoby odzyskać. Z drugiej jednak strony przy okazji w odstawkę poszła idea przyjaznego dworca i bezpłatnych parkingów, a inwestycja za 40 milionów zł (fakt, że częściowo sfinansowana przez Szwajcarów), może okazać się niewypałem, na którym mieszkańcy de facto stracą, a zarobi ktoś zupełnie inny. W Warszawie sieć parkingów typu "park & ride" jest bezpłatna dla posiadaczy biletów komunikacji miejskiej. Może chociaż tyle dałoby się zrobić i w Legionowie? Inaczej dalej będziemy mieli wokół dworca Sajgon zamiast Europy.
Wypadek nr 2: Dobra Edukacja
Krótkie przypomnienie. Miasto zapowiedziało ogłoszenie przetargu na dzierżawę nieruchomości przy Jagiellońskiej zajmowanej wcześniej przez przedszkole "Bajkowy Dom". Prezydent Smogorzewski zmienił jednak zdanie. Przepchnął uchwałę o wydzierżawieniu działki stowarzyszeniu "Dobra Edukacja" prowadzonemu przez byłą minister edukacji, Katarzynę Hall z PO. "Dobra Edukacja" nie świadczy swoich usług bezpłatnie, bierze za nie pieniądze od rodziców. I to nie takie małe. Czy zatem naprawdę musiała zostać potraktowana preferencyjnie?
Wydzierżawienie nieruchomości partyjnej działaczce i to ze świecznika wywołuje niesmak. Zwłaszcza w kontekście wcześniejszych bezprzetargowych poczynań z działką koło stadionu. Tym razem także transakcja jest mało przejrzysta.
Smaczku sprawie dodaje fakt, że w międzyczasie, okazało się, że pozyskany przez "Dobrą Edukację" inwestor wycofał się ze swoich obietnic rozbudowy budynku, więc stowarzyszenie zamierza wycofać się z dzierżawy. Swoje zrobił medialny szum wokół sprawy?
Wypadek nr 3: Lokal wynajmowany przez PKO przy Piłsudskiego
Jak ujawnił jeden z lokalnych tygodników, prezydent Roman Smogorzewski wspólnie z małżonką oraz członkowie najbliższej rodziny prezesa spółdzielni Szymona Rosiaka są właścicielami trzech lokali użytkowych w postawionym przez SML-W bloku na terenie byłego sklepu "Anat". Prezydent wspólnie z małżonką oraz członkowie najbliższej rodziny prezesa spółdzielni Szymona Rosiaka są właścicielami trzech lokali użytkowych w postawionym przez SML-W bloku na terenie byłego sklepu "Anat". Gazeta podaje przy tym, że zapłacili za nie tylko połowę ceny. Wynajmują te lokale bankowi PKO BP. Gazeta podaje przy tym, że SML-W budowała te lokale specjalnie dla nich, a zapłacili za nie tylko połowę ceny. I to samo w sobie jest dość niesmaczne.
Nie tylko o to jednak chodzi. Sprawdziłem w księgach wieczystych, kto jeszcze kupił mieszkania bądź lokale w tym budynku. Okazało się, że wśród nabywców są m.in. członkowie Rady Nadzorczej SML-W, córka wiceprezesa, radca prawny spółdzielni, kilka innych osób z SML-W, a także znany aktor. I to uczucie niesmaku jeszcze pogłębia. Zwłaszcza w kontekście wysuwanych przez prezesa Rosiaka argumentów za dogęszczaniem osiedli po ostatnich protestach. - Trzeba budować dla tych, którzy nie mają dachu nad głową - przekonuje prezes. A na przykładzie plomby po dawnym "Anacie" widać, kto naprawdę te mieszkania i lokale kupuje.
Wypadek nr 4: Bokserska gala w Arenie
O całej sprawie wolałbym milczeć, ale pewien legionowski tygodnik zrobił z niej taką aferę, że wypada choć krótko skomentować. Prezydent Smogorzewski podczas bokserskiej gali w Arenie wyszedł na ring, wymachiwał mistrzowskim pasem, machał do kogoś z trybun. Faktycznie, może nie licowało to z powagą urzędu, ale opatrzenie tego incydentu tytułami "prezydent na bani", mnożenie insynuacji, co do skłonności prezydenta do kieliszka i kobiet uważam mimo wszystko za mocno niesmaczne.
Owszem, patrzmy władzy na ręce, wymagajmy, kontrolujmy, ale nie dajmy się zagnać do rynsztoka, do poziomu brukowego, tabloidowego dziennikarstwa. Nie jestem w tym zdaniu odosobniony. Nawet wśród tych, którzy go nie kochają, znalazł w tej sytuacji Smogorzewski całkiem liczne grono obrońców bardziej zdegustowanych stylem ataku niż wypadkami podczas gali. Przyznaję, że także się do tego grona zaliczam. I to wcale nie tylko dlatego, że także mam swoje słabości. Nic co ludzkie...
(wk)