Partyzantka paproci po Warszawie
18 listopada 2011
Grupa Kwiatuchi postanowiła przełamać odhumanizowaną urbanistyczną przestrzeń za pomocą miejskiej partyzantki ogrodniczej. Ich projekty żyją i zapuszczają korzenie w dosłownym znaczeniu.
W Warszawie często brakuje nawet trawników między budynkami. Szansą na sąsiedztwo roślinności w takich miejscach są donice. - Inspirowały nas zwłaszcza relikty PRL, ogromne misy - popielnice i prostokąciaki odnajdywane w śródmiejskich podwórkach - relacjonuje Marta z Grupy Kwiatuchi. - Potrzebowaliśmy tylko ziemi i roślin. Wtedy trafiliśmy na opuszczone ogródki na Wrzecionie i gaj paproci. I tak paproty zaczęły pojawiać się w kolejnych punktach stolicy: Krasińskiego, Targowa, Hoża, Chmielna, Nowy Świat, Kasprowicza.
Rośliny mogą pełnić funkcję estetyczną bądź aklimatyzacyjną, ale również podkreślać lokalną historię i tworzyć nowe zwyczaje jej wyrażania. - W rocznicę powstania warszawskiego zaproponowaliśmy mieszkańcom Żoliborza grę miejską, polegającą na posadzeniu kwiatka-pomnika, upamiętniając wydarzenia tamtych dni ważne niekiedy tylko z indywidualnego punktu widzenia. Wszystkie miejsca pamięci nanieśliśmy na mapę dzielnicy i tak powstał specyficzny zapis historii obszaru. Miejska partyzantka ogrodnicza to nie jest działanie, które narzucamy. Tworzymy tę przestrzeń wspólnie z mieszkańcami.
Kolejnym krokiem było obsadzenie parków i skwerów w Ursusie, na Żoliborzu, Marymoncie malinami, poziomkami i tykwą. Przestrzenie w murach doskonale zapełniają skalniaki i bluszcze, maskując betonową konstrukcję. Bombing kwiatuchowy czy roślinny pozwala ludziom spotkać się przy wspólnej pracy i pomyśle. Poznać sąsiadów. Zastanowić się nad najbliższym otoczeniem. Dostrzec potencjał miejsca. Posadzić rośliny. Wyhodować własne podwórko.
Grupa Kwiatuchi (kwiatuchi.org) rozrasta się spontanicznie o nowych miłośników miejskiego ogrodnictwa. Można by rzec "kwitnie", nawet późną jesienią.
Małgorzata Frydrych