
Wyprowadzili kierowcę w kajdankach. "Miałem łzy w oczach"
63-letni pracownik MZA został potraktowany jak groźny przestępca. Powód? Błędne wskazanie testu na obecność narkotyków.

Kierowca: "Nie jestem narkomanem". Hejt zalewa Warszawę Wystarczyły dwa wypadki, by kierowcy autobusów stali się ofiarami nagonki ze strony pasażerów. czytaj
Sytuację wokół warszawskich kierowców autobusów trudno określić już innym słowem, niż nagonka. 9 lipca Miejskie Zakłady Autobusowe poinformowały, że ich 63-letni pracownik Zbigniew Kogut został w środę wyprowadzony w kajdankach.
- Rutynowa kontrola wykazała niejednoznaczny wynik na obecność narkotyków - informuje MZA. - To, co stało się potem, mrozi krew w żyłach.
Kierowca w kajdankach
Na opublikowanym przez przewoźnika 8-minutowym nagraniu kierowca opowiada o szczegółach zatrzymania. Gdy przyjechał na pętlę, został poproszony przez policjantów drogówki o poddanie się testowi na obecność narkotyków. Ponieważ wyniki były niejasne, funkcjonariusze przeprowadzili aż cztery próby. każda wykazała co innego. 63-latek został zabrany na komendę, następnie do domu, gdzie przeprowadzono rewizję, potem do Szpitala Praskiego na badanie krwi, a wreszcie do Szpitala Wolskiego na badanie moczu. Jeszcze przed otrzymaniem wyników policjanci zatrzymali 63-latka i z niewiadomego powodu założyli mu kajdanki. Mężczyzna spędził w areszcie 24 godziny.
- Mówili, że mają polecenia i muszą je wykonywać - opowiada kierowca. - Pod blokiem w kajdankach. Przecież nikogo nie zabiłem, a postępowali ze mną jak z najgorszym przestępcą. Pokazały mi się łzy w oczach. Nie było to przyjemne. Te próbki nie są warte niczego.
Ostatecznie okazało się, że doszło do pomyłki: narkotest najprawdopodobniej pomylił przyjmowane przez mężczyznę leki z amfetaminą. Kierowca na razie nie doczekał się oficjalnych przeprosin ze strony Komendy Stołecznej Policji.
(dg)