Kierowca: "Nie jestem narkomanem". Hejt zalewa Warszawę
9 lipca 2020
Wystarczyły dwa wypadki, by kierowcy autobusów stali się ofiarami nagonki ze strony pasażerów.
Skutkiem wyciągnięcia odpowiedzialności zbiorowej wobec kierowców Arrivy okazały się ogromne problemy z kursowaniem komunikacji miejskiej. Ponieważ obaj kierowcy byli pod wpływem lub w stanie po spożyciu amfetaminy, Zarząd Transportu Miejskiego zdecydował o nagłym zawieszeniu umowy z ich pracodawcą, firmą Arriva. W ciągu kilku godzin wszyscy zatrudnieni u niemieckiego przewoźnika zostali wysłani na przymusowy odpoczynek, zaś ich kolegów po fachu nagle poproszono o powrót z urlopów. W środę na ulicach Warszawy zabrakło aż 80 autobusów, co poskutkowało paraliżem kilkunastu linii, w tym popularnej "stoosiemdziesiątki" łączącej Chomiczówkę ze Śródmieściem i Wilanowem.
Chaos w zajezdniach
- Gdy przyszedłem o 5:00 do zajezdni i dyspozytorni, to nie wiedziałem tak naprawdę, czy jestem w pracy, czy na wiecu wyborczym któregoś z kandydatów na prezydenta, tylu kierowców czekało na informację, na którą linię wyjadą - pisze autor bloga Na Zwalniaczu Autobusem po Warszawie. - Wielu dostawało linię za Arrivę, a inni dostawali do jazdy to, co zostało po tych, co pojechali za Arrivę. Masło maślane troszkę, ale tak właśnie to wyglądało. Spadło to trochę jak grom z jasnego nieba na przewoźników. Nie było czasu się przygotować i dlatego tego chaosu trochę było. Brawa w tym wszystkim dla dyspozytorów, którzy dwoili się i troili, aby to wszystko ogarnąć. Na początek dostałem dodatek na 518 i trochę opóźniony wyjechałem na półtora koła za kogoś, kto wcześniej pojechał na linię Arrivy. Po powrocie do zajezdni od razu zostałem skierowany na Młociny w celu podmiany kierowcy, który dłużej pracować już nie mógł. Wskoczyłem więc w metro i pognałem tunelami, aby zadebiutować na linii 103.Kierowcy proszą o szacunek
Wskutek decyzji o zawieszeniu umowy z Arrivą wielu kierowców musiało na poczekaniu nauczyć się na pamięć tras linii, na których nigdy wcześniej nie pracowali. Co więcej, z dnia na dzień stali się oni ofiarami nagonki ze strony pasażerów.- Jeszcze nigdy nie miałem tak nerwowego dnia w pracy - mówi jeden z kierowców, z którymi rozmawialiśmy. - W połowie miałem ochotę wrócić do zajezdni. W ciągu jednej zmiany pasażerowie kilkakrotnie pytali mnie, czy jestem naćpany, na przykład dlatego, że utknąłem w korku i przyjechałem spóźniony. Koledzy, z którymi rozmawiałem na pętlach, mieli podobne przygody. Czy ja odpowiadam za korki na ulicach? Ludzie, dajcie nam spokój. Dwie czarne owce nie mogą świadczyć o wszystkich kierowcach.
- Wstyd mi, że tacy ludzie, w taki sposób wpływają na złą opinię o kierowcach autobusów miejskich - pisze na portalu społecznościowym Dziewczyna z Solarisa. - Absolutnie nie podoba mi się wrzucanie wszystkich do jednego worka. Ja narkomanem nie jestem.
Bezpieczeństwo komunikacji miejskiej
W ubiegłym roku kierowcy autobusów i motorniczowie spowodowali w Warszawie 29 wypadków, w których ucierpiało 59 osób. W 70% winni zdarzeń z udziałem komunikacji miejskiej byli inni uczestnicy ruchu. Częstym zjawiskiem, mającym bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo w autobusach czy tramwajach, jest gwałtowne hamowanie, spowodowane zazwyczaj zajechaniem drogi przez kierowcę samochodu osobowego.(dg)
.