Drugie oblicze bielańskich rewolucji podwórkowych. "Są wśród nas ludzie dysfunkcyjni społecznie"
12 kwietnia 2021
Stan osiedlowych podwórek na Wrzecionie po zimie to obraz nędzy i rozpaczy. Czy to oznacza, że przeprowadzane przez władze dzielnicy za grube miliony bielańskie rewolucje podwórkowe nie zdają egzaminu?
- Idąc chodnikami Wrzeciona trudno szukać wiosny. Psie odchody, zaniedbane skwery, nie tak dawno przez ratusz niby upiększane. Męczy mnie brak odpowiedzi, do czego mają służyć te "nowoczesne szmaty" pod krzaczkami (połamanymi, powyrywanymi). Ani to estetyczne, ani funkcjonalne - walające się kolejne śmieci. Potrzebna jest chyba większa kontrola nad tym - dosadzić, położyć więcej głazów, które utrudnią rozjeżdżanie trawników i krzaczków - denerwuje się pani Dominika.
"Porewolucyjny" przygnębiający obraz
Realizowane w ostatnich latach z dużą pompą "bielańskie rewolucje podwórkowe", polegające na rewitalizacji osiedlowych przestrzeni, odkrywają po zimie swoje drugie - brzydsze oblicze. Oczom mieszkańców ukazały się, już nie tylko piękne z początku zieleńce i nowe nasadzenia, które stopniowo zaczęły wypierać zdeptane trawniki czy też betonowe chodniki, lecz także setki psich odchodów, powyrywane paliki drzew, połamane drzewka, czy wychodząca na wierzch spod kory nieestetyczna, poszarpana agrowłóknina, która w zamyśle miała zapobiegać zachwaszczaniu skwerów. Korę spod krzewów porozrzucały psy, resztą zajął się wiatr. "Porewolucyjny" obraz jest zatem przygnębiający. Co na to autor "bielańskich rewolucji podwórkowych" przeprowadzonych za grube miliony?
"Liczyliśmy, że mieszkańcy bardziej to docenią"
- Jeżeli chodzi o rewitalizację tych podwórek, to nie ukrywam, że wydajemy na to sporo pieniędzy i liczyliśmy, że mieszkańcy bardziej to docenią. Przecież wspólnoty zobowiązywały się do dbania o te nasadzenia i trzymania nad nimi pieczy. Na szczęście większość tak robi. Tych zniszczeń nie zrobił samorząd dzielnicy, tylko mieszkańcy. I warto to podkreślić. Sam dzień w dzień obserwuję, jak właściciele psów pozwalają swoim czworonogom na dosłownie wszystko. Puszczają swoje psy, które wykopują te maty, wyciągają je z ziemi i rozciągają, a właściciel ze spokojem się temu przygląda. To samo z psimi odchodami. Nie byłoby ich, gdyby mieszkańcy bloków dbali o wspólną przestrzeń i sprzątali. Naszą największą zmorą są jednak dewastacje - mówi ze smutkiem wiceburmistrz Włodzimierz Piątkowski.
"Żyją wśród nas mieszkańcy dysfunkcyjni społecznie"
- Cała idea bielańskich rewolucji podwórkowych miała na celu to, żeby ludzie zaczęli interesować się swoim terenem, żeby zaczęli dbać o wspólne dobro - bo to nie jest czyjeś, to jest ich. I to, w jakim stanie jest ich teren, to jest wyłącznie ich wina. Część naszej bielańskiej społeczności ma to kompletnie w d..., są dysfunkcyjni społecznie, bo generalnie wszystko mają gdzieś. Łącznie z tym, w jakich warunkach żyją. Zapewne, gdyby wejść do ich mieszkania, to by się człowiek przestraszył. Nie doceniają ogromnego wkładu, jaki został zrobiony, a przecież to są ich pieniądze - dodaje z żalem wiceburmistrz Piątkowski.
Dodał, że urząd pod koniec kwietnia naprawi, co tylko będzie można w ramach skromnego w tym roku budżetu na zieleń. - Ubolewam nad tym, że są wśród nas mieszkańcy dysfunkcyjni społecznie, którzy nie dbają o wspólną przestrzeń, niszcząc trud i wysiłki innych - komentuje Piątkowski.
(DB)