Atak na ratowników medycznych w Żółwinie. Co widzieli świadkowie?
Jeden z ratowników odepchnął żonę poszkodowanego, która próbowała pomóc mu wejść do karetki - wynika z relacji uczestników głośnej imprezy w Żółwinie pod Warszawą. - Niestety, jej mąż widział całe zdarzenie i, co godne potępienia, wszedł w spór z ratownikiem - mówi Onetowi jeden ze świadków zdarzenia, podczas którego udzielający pomocy ratownicy, zostali zaatakowani przez grupę 20 osób.
W nocy z soboty na niedzielę, ratownicy medyczni zostali wezwani do mężczyzny, który został pobity podczas urodzinowej imprezy w remizie strażackiej w Żółwinie. Interwencja zakończyła się atakiem również na personel medyczny, który - podczas udzielania pomocy - był popychany, szarpany i uderzany w plecy. Na miejsce wezwana została policja. - Ratownicy wskazali dwóch mężczyzn jako sprawców popełnienia przestępstwa, którzy zostali zatrzymani. Mężczyźni znajdowali się w stanie nietrzeźwości - tłumaczyła Onetowi asp. szt. Monika Orlik, oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie.
Inną wersję wydarzeń przedstawia jeden z uczestników imprezy, który tłumaczy, że interwencja ratowników została odebrana jako niemiła, a konflikt miał miejsce po odepchnięciu jednej z kobiet przez ratownika. Według jego relacji, grupa mężczyzn miała za zadanie jedynie uspokoić sytuację, a nie zaatakować ratowników. - Większość zdarzenia widziałem na własne oczy, nie będąc pod wpływem alkoholu, bądź innych środków odurzających i nie mogę pogodzić się z ostracyzmem, jaki spotkał gospodarzy imprezy - mówi Onetowi.
Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego "Meditrans" w Warszawie, która zgłosiła sprawę do prokuratury, zapewnia, że ich pracownicy nie prowokowali agresji i jedynie wykonali swoje obowiązki. Piotr Owczarski z pogotowia podkreśla, że przemoc wobec funkcjonariuszy publicznych jest niedopuszczalna i wstrząsająca.
Pogotowie zapowiada, że będzie domagać się surowych kar dla sprawców, aby wysłać jasny sygnał społeczeństwu, że agresja wobec ratowników medycznych będzie miała poważne konsekwencje prawne. Zgodnie z kodeksem karnym, za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego grozi do trzech lat pozbawienia wolności.
Źródło: onet.pl