Cynamonowe święta
autor: | Paulina Wysocka-Morawiec |
wydawnictwo: | Replika |
kolekcja: | Święta z Repliką |
wydanie: | Poznań |
zapowiedź: | 4 listopada 2025 |
forma: | książka, okładka miękka ze skrzydełkami |
wymiary: | 145 × 205 mm |
liczba stron: | 320 |
ISBN: | 978-83-6856030-5 |
Święta pachnące piernikami, nowym początkiem i odrobiną szczęścia.
Zawsze warto dać sobie kolejną szansę na szczęście.
Joanna - młoda właścicielka cukierni - jest w separacji z toksycznym mężem, o krok od rozwodu. Z pomocą rodziców wychowuje siedmioletniego syna. W wyniku anonimowego donosu spada na nią kontrola z sanepidu, która kończy się dosyć niespodziewanym wypadkiem z deskorolką, mąką i przystojnym inspektorem w roli ratownika. Tak zaczyna się znajomość, która obojgu da nadzieję na szczęście, choć nie obędzie się bez komplikacji. Szczególnie mieszać będzie były mąż Asi. A wszystko to w atmosferze zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia.
Słodkie marzenie
Joanna
Listopadowy chłód przenikał mnie do kości. Szłam szybko, ciesząc się ze słabego światła latarni, które dawało mi nie- co otuchy w ciemności. Rozsądek podpowiadał, że nic mi nie grozi na znajomych ulicach miasteczka, które mnie wy- chowało, ale wyobraźnia nieubłaganie podsuwała obrazy o dzikich psach czy nieznajomych mężczyznach ze złymi zamiarami. Gdyby ktoś mnie napadł, gdyby zatrzymał się obok jakiś samochód, a jego kierowca próbował wciągnąć mnie do środka, nikt by nie usłyszał mojego krzyku. A może usłyszałby, ale z pewnością nie zdążył z pomocą. Przecież był środek nocy. Wszyscy jeszcze głęboko spali. Dlatego całą drogę z domu do centrum niemal przebiegałam z gazem pieprzowym w dłoni. Odetchnęłam, gdy minęłam trzy szkoły ustawione na kształt podkowy. Biała, szara i z czerwonej cegły. Pękały w szwach od wspomnień mojego dzieciństwa - beztroskiego czasu, którego nie byłam w stanie zapewnić swojemu własnemu dziecku. Ta świadomość bolała, dlatego odepchnęłam złe myśli i skręciłam za restauracją po mojej prawej stronie. Stanęłam przed budynkiem z apteką, skle- pem mięsnym i cukiernią. Zagapiłam się na szyld tej ostatniej. ,,Słodkie marzenie" - moje własne miejsce, któremu oddałam cały swój pot i łzy. Kolejny raz nie mogłam uwierzyć, że jest prawdziwe. Moja historia nie była prosta ani przyjemna. Rok wcześniej odeszłam od męża, z którym spędziłam jedenaście długich lat. Długich, zważywszy na to, jak wyglądał nasz związek. Minęło sporo czasu, zanim spadły mi klapki z oczu i dojrzałam jego prawdziwe oblicze. Później próbowałam przetrwać. Myślałam nie o sobie, a o synu, który potrzebo- wał pełnej rodziny. Aż przyszedł moment, gdy zdałam sobie sprawę, że lepsze dla niego będzie życie w rozbitym niż tok- sycznym domu. Była to chwila, mała kropla, która przeważyła czarę i wszystko pękło. Pękłam ja, nie mogąc dłużej znieść upodleń ze strony Artura i jego rodziców. Bo czasem nie potrzeba przemocy fizycznej, by doprowadzić kogoś na skraj. Tamten dzień pamiętam jak przez mgłę. Zbyt dużo emocji, jedynie przebłyski siebie, swojego suchego oświadczenia, że odchodzę i zabieram Tymka. Jego drwiący uśmiech i butne: - A jedź sobie do mamusi. Proszę bardzo! Spakowałam więc najpotrzebniejsze rzeczy, głów- nie te Tymona, wzięłam go za rękę i zadzwoniłam po sio- strę. Prawdę mówiąc, nasza relacja była nadszarpnięta, alemiałam nadzieję, że mimo wszystko wyciągnie do mnie pomocną dłoń. - Wyprowadzam się. Mogłabyś po nas przyjechać? - Wreszcie - szepnęła z satysfakcją. - Czekaj, będę za kwadrans. I przyjechała. Zastała mnie na mostku przed zamkniętą bramą nie mojego już domu, z Tymonem uczepionym nogi i stosem reklamówek po bokach. Wyszła z samo- chodu i mocno mnie przytuliła. Później rzuciła morder- cze spojrzenie w stronę budynku, w którym mieszkałam kilka lat. Firanka poruszyła się, ale to był jedyny znak, że ktoś nas obserwuje. Sąsiad zza płotu, starszy pan, z którym uwielbiałam ucinać sobie pogawędki i który zawsze dzielił się z Tymonem swoimi malinami, wyszedł, żeby nam pomóc wpakować tor- by do samochodu. - Dobrze robisz, dziewczyno - powiedział mi na pożegnanie. Skinęłam głową i już mnie nie było. Mogłabym się założyć, że Artur był przekonany o moim szybkim powrocie. Twierdził, że nie wytrzymam bez niego zbyt długo. Zupełnie jakby był słońcem, a ja rośliną, która potrzebuje jego blasku do życia. Nic bardziej błędnego. Bez niego odżyłam. Pod opieką rodziców nadrobiłam stracone przez stres kilogramy. W końcu wyglądałam jak człowiek, a nie wieszak na ubrania, który sprawia wraże- nie, że jeszcze trochę, jeszcze jedna kurtka więcej, i albo się 8 przewróci, albo po prostu złamie. Rodzina dała mi siłę. Wy- baczyła te wszystkie lata, w trakcie których pozwoliłam Ar- turowi mnie od nich odsunąć. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami, Tymona też. Oddali nam jeden pokój w mieszkaniu i pomogli podnieść się z kolan, a nawet stworzyć TO - ,,Słodkie marzenie". Otworzyłam drzwi i zaświeciłam światło. Główne pomieszczenie nie było wielkie, ale wystarczało. Trzy stoliki nakryte ręcznie robionymi serwetami mojej mamy, by przekąsić coś na miejscu i napić się kawy, lada, długie witryny ze słodkościami, kilka lodówek na ciasta. Wszystko to w otoczeniu ciepłych kolorów, z dodatkiem żywych kwiatów i małego regału z książkami w rogu, z których klienci mogli korzystać do woli. Moje królestwo. Przez chwilę napawałam się atmosferą tego miejsca i przeszłam na zaplecze. Tam czekała na mnie kuchnia. To tutaj spędzałam najwięcej czasu. Duża lodówka, obok niej drzwi do schowka, który pełnił rolę magazynu, dalej blaszany regał na wypieki, szafki, blaty, ogromny zlew, kuchenka, dwa duże piece i jeden mniejszy. Aż dziw brał, że wszystko tu pomieściłam. Niemniej, by praca była w miarę swobodna, w kuchni mogły przebywać góra dwie osoby i to jeszcze wy- ćwiczone w niewpadaniu na siebie. Na razie byłam jednak sama. Karolina, która mi pomagała, przychodziła później. Dlatego wstawałam w środku nocy, by ze wszystkim zdążyć. Dziś w planie miałam słodkie i słone bułeczki, muffinki, tartaletki i kilka ciast. Przebrałam się w małej klitce obokrównie klaustrofobicznej toalety, włączyłam radio i wzięłam się do roboty. Działałam jak dobrze naoliwiona maszyna. Kluczem była tu dobra organizacja pracy. Robiłam kilka rzeczy jednocześnie. Wszystkie piekarniki były włączone, a dwa roboty ku- chenne wypełniały pomieszczenie brzękiem. Po miesiącu sprawnie poruszałam się po kuchni, mogłam sięgać po produkty na ślepo, bo zawsze dbałam o to, by zajmowały stałe miejsca. Szukanie ich zabierałoby zbyt dużo czasu i rujnowało cały plan. Przecież wypieków było w bród, a ja musiałam zdążyć ze wszystkim do otwarcia, by ,,Słodkie marzenie" przywitało swoich klientów świeżymi, pachnącymi dzieła- mi moich rąk.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka, e-book ]Miłość po sąsiedzkuPaulina Wysocka-Morawiec
-
[ książka, e-book ]Bez opamiętaniaPaulina Wysocka-Morawiec
-
[ książka, e-book ]Bez zobowiązańPaulina Wysocka-Morawiec
-
nowość[ książka, audiobook, e-book ]Światło gwiazdKrystyna Mirek
-
nowość[ książka, audiobook ]Daisy i cesarz. Wszystkie namiętności księżnejDorota Ponińska
-
nowość[ audiobook, e-book ]Czerwony Ptak. Kamienica MrukovaMaja Kołodziejczyk
-
nowość[ książka, audiobook, e-book ]Do trzech razy miłość!Krystyna Mirek
-
nowość[ książka ]Leśna obietnica. Część 2. Żywia i synPatrycja Żurek
-
nowość[ książka ]Czerwony Ptak. Kamienica Mrukova (barwione brzegi)Maja Kołodziejczyk
-
nowość[ książka, audiobook, e-book ]Za maską wrogaAnna Rybakiewicz
-
nowość[ książka, e-book ]Rachunek za szczęście, czyli caffe latteKarolina Wilczyńska
-
nowość[ książka, e-book ]Drugie życie ElizyGreta Drawska
LINKI SPONSOROWANE