Dziki, kaczki i niedźwiedzica. O północy na Żeraniu
28 października 2016
Dzięki pieszo-rowerowej kładce odkrywamy Białołękę z nieznanej wcześniej strony. Najciekawiej jest w nocy.
Kładka Żerańska - pierwsza w mieście przeprawa tylko dla pieszych i rowerzystów jest już otwarta.
Droga prowadzi nas lekko do góry, po potężnym nasypie i wale, sąsiadującym bezpośrednio z ogrodzeniem elektrowni. Jej teren jest świetnie oświetlony, więc jak na dłoni widać plątaninę zabudowań, torów kolejowych i urządzeń, których przeznaczenie pozostaje dla przeciętnego warszawiaka zagadką. Przejeżdżając Modlińską nie sposób docenić ogrom elektrociepłowni, odsłoniętej od ruchliwej drogi ekranami akustycznymi. Dopiero obserwując ją od strony Wisły można uwierzyć, że to właśnie tu powstaje energia, zasilająca pół Warszawy. Nawet o północy na terenie EC Żerań można dostrzec pracujący ludzi. Ktoś nie śpi, żeby ktoś mógł spać.
Przed nami kładka Żerańska. "Odświętne" oświetlenie, którym cieszyła oczy podczas otwarcia, jest w czwartkową noc wyłączone i kompletną ciemność rozjaśnia tylko rząd białych lampek, zamontowanych na "dachu" mostu. Dobiegający z oddali nieprzyjemny szum Wisłostrady świadczy o tym, że miasto wciąż nie śpi. Nie śpi także natura, bo co i rusz z portowego basenu dobiega kwakanie kaczek i dźwięki niezgrabnego nurkowania. Pokonujemy kładkę i zjeżdżamy na asfaltową drogę, która zaprowadzi nas na koronę wału wiślanego. Mrok jest tu tak gęsty, że zapalamy dodatkowe lampy...
...które kilometr dalej dają sygnał do ucieczki dwóm dzikom. Żerujące na skarpie obok dawnego składowiska popiołów zwierzęta najwyraźniej wystraszyły się sztucznego światła i pochrząkując zbiegły w dół, nad Wisłę, z dynamiką rozpędzonego pociągu. U wielu osób takie nocne spotkanie na ciemnej drodze wywołałoby atak paniki, ale dla wieloletnich mieszkańców tej części miasta to nic nadzwyczajnego. Spokojnie przejeżdżamy pod mostem Skłodowskiej-Curie w kierunku Tarchomina.
Na wale wiślanym na wysokości Tarchomina jest tak ciemno, a jesienne powietrze tak przejrzyste, że na nocnym niebie gołym okiem widać tysiące gwiazd. O tej porze roku dokładnie nad wałem można zobaczyć Alioth - najjaśniejszy punkt Wielkiego Wozu. Potem już łatwo wyobrazić sobie cały gwiazdozbiór, w którym wiele różnych narodów widzi Niedźwiedzicę.
Jest północ, a temperatura spadła już na pewno poniżej 10 stopni. Jadąc po jesiennych liściach, które pokryły tarchomiński wał, mijamy pojedynczych spacerowiczów i biegaczy, oświetlających sobie drogę "górniczymi" latarkami. Na wysokości Nowodworów znad Wisły znów dochodzi znajome chrząkanie. Przygaszamy światła, lekko zwalniamy i jedziemy dalej. Do Jabłonny jeszcze daleko.
Dominik Gadomski
.