Bił ją, poniżał, o mało nie zabił - historia ofiary przemocy domowej z Łajsk
21 sierpnia 2020
Wyzywana i kilkukrotnie pobita przez swojego męża czytelniczka z Łajsk walczy o sprawiedliwość i swój własny dom. W tym wszystkim zadziwia bierność legionowskich organów ścigania.
Podobnych historii jest zapewne wiele, każdego dnia w całej Polsce. Najpierw szczęśliwe małżeństwo, potem alkohol i przemoc domowa, na końcu rozwód i burzliwa batalia o podział majątku. Historia pani Anny (imię zmienione) z Łajsk nie jest pod tym względem wyjątkowa, a raczej potwierdza przykrą regułę bezkarności sprawców, bezsilności ofiar i często niezrozumiałej indolencji organów ścigania.
Ma dom, ale jest bezdomna
Pani Anna wraz z córką wyniosła się z domu rodzinnego w czerwcu 2018 roku. Jak wyjaśnia, zrobiła to, gdyż bała się o własne życie. Co ciekawe, dom w Łajskach jest wyłącznie jej własnością, co potwierdza akt notarialny. Jednak pomimo posiadanej własności pani Anna nie może z niej korzystać, ponieważ mieszka tam mąż, a wspólne przebywanie z nim naraża kobietę na utratę zdrowia a nawet życia. Od tamtej pory pani Anna mieszka w domku letniskowym lub tuła się po znajomych. Wiosną ubiegłego roku wniosła sprawę o rozwód z orzeczeniem o wyłącznej winie pozwanego włącznie z wnioskiem o orzeczenie eksmisji męźa, który wraz z nową partnerką zajmuje nieruchomość bez zgody właścicielki - formalnie aktualnej żony. Niestety ta sprawa wciąż się toczy, a w międzyczasie zapewne toczyć się będą kolejne. Tym razem karne.
"Co ta kur... znowu tu robi?"
Ponieważ pani Anna prowadzi biuro rachunkowe, większość dokumentacji znajdowała się w jej domu. - Każde wejście do domu po dokumenty wiązało się z ryzykiem. Pod moim adresem padały wyzwiska. Był agresywny. W obawie przed pobiciem po swoje rzeczy wchodziłam w asyście policji. Konieczne było zatrudnienie firmy ochroniarskiej, abym wraz z córką mogła zabrać nasze rzeczy z własnego domu - relacjonuje pokrzywdzona. 10 marca br. na teren nieruchomości weszła sama - mąż wraz z kochanką siedzieli w kuchni. Na stole stały puszki po piwie. Usłyszałam jak mąż mówi do partnerki: "(...) co ta kurw... znowu tu robi?". Udawałam, że tego nie słyszę - czytamy w zeznaniach. Kobieta weszła do salonu i ujrzała piec węglowy, który wedle nakazu inspektora budowlanego powinien być zdemontowany ze względu na ryzyko spalenia całego domu. - Powiedziałam, że piec (nielegalnie i niezgodnie z przepisami przeciwpożarowymi zamontowany przez męża - przyp. red.) ma być natychmiast wygaszony i usunięty z domu. W odpowiedzi mąż powiedział, że "mogę go cmoknąć w trąbkę" - wspomina pokrzywdzona. Wzięła więc garnek i napełniła go wodą chcąc ugasić palenisko. Wówczas rozpętało się piekło. - Usłyszałam jak kobieta mówi do mojego małżonka "pozwolisz, żeby ta kur... panoszyła się w twoim domu?" - relacjonuje pani Anna.
"Wpier... jej"
Dalej już było tylko gorzej. - Zostałam przez niego uderzona głową w okolice czoła i nosa. Słyszałam jak kobieta krzyczy "wpier... jej". Poczułam kolejne uderzenie w prawą stronę głowy. Chciałam się zasłonić, ale poczułam, że ktoś szarpie mnie i łapie za lewą rękę. To była ta kobieta - pomogła mnie przytrzymać. (...) Po dwóch uderzeniach zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam bardzo mocne uderzenie w brzuch. Zaczęła mi bardzo silnie lecieć krew z nosa. Nie wiem jak, ale udało mi się uciec z domu. Zadzwoniłam po policję. Nie bardzo pamiętam co było dalej, bo zemdlałam przy samochodzie - czytamy w relacji ofiary. To nie było zresztą pierwsze i niestety nie ostatnie pobicie pani Anny przez agresywnego męża.
Bezczynność organów ścigania
Pokrzywdzona ma żal, że do tej pory miejscowa policja i prokuratura zrobiły niewiele, by ukarać sprawców i pomóc jej odzyskać dom. Mało tego, sprawca czuje się na tyle bezkarnie, że nawet dopuścił się kolejnych czynów, w tym kolejnego pobicia swojej małżonki - tym razem 3 czerwca. - Wieszał na bramie tabliczki z obraźliwą treścią na mój temat - odmowa przyjęcia zgłoszenia, od policjantów słyszałam: "Przecież taka tabliczka to nic wielkiego, poza tym i tak szybko ją zdjęłam". Czy też groźba "Módl się za Annę" napisana przez męża, kiedy policja odmówiła wniesienia wniosku o ukaranie do sądu. Znów "brak podstaw". Sprawy o pobicie również utknęły w prokuraturze, nic się nie dzieje - rozkłada bezradnie ręce. Do tego doszła dewastacja grobu jej ojca, lecz policja dość szybko umorzyła śledztwo, nawet nie informując o tym pokrzywdzonej.
Sprawy w końcu ruszyły
Poprosiliśmy o komentarz legionowską policję i prokuraturę - co w tej sprawie się dzieje i czy sprawca ma podstawione zarzuty? Śledczy usprawiedliwiają się, iż dopiero 1 lipca wpłynęła kserokopia dokumentacji medycznej od pokrzywdzonej i dopiero wówczas powołany przez prokuratora biegły lekarz medycyny na podstawie tej dokumentacji będzie mógł dokonać oceny. - Dopiero w przypadku przekształcenia postępowania w fazę in personam (przeciwko konkretnej osobie - przyp. red.) będzie możliwe zastosowanie wobec podejrzanego środków zapobiegawczych, gdy zaistnieją ku temu podstawy - informuje prokurator Katarzyna Ryniewicz-Smela.
Co ciekawe, tuż po zadaniu przez naszą redakcję pytań prokuraturze, pokrzywdzona otrzymała postanowienie o objęciu ściganiem z urzędu jej oprawców. "Błyskawicznie" został też sporządzony przez prokuratorów dość obszerny akt oskarżenia, który wpłynie do legionowskiego sądu. Sprawie będziemy się nadal przyglądać.
(MP)