Za Żelazną Bramą czas płynie inaczej
1 czerwca 2016
Osiedla Za Żelazną Bramą to prawdziwy ewenement. Żadne miasto w Europie nie może się pochwalić tak dużym corbusierowskim osiedlem w samym centrum.
Le Corbusier odbudowuje Warszawę
Zniszczenia II wojny światowej Le Corbusierowi wydawały się szansą na projektowanie bez konieczności oglądania się na przeszłość, stary bieg ulic czy zabytki. A zniszczona Warszawa była idealnym miejscem dla jego postulatów. Po wojnie wielbiciele idei Corbusiera mogli właśnie budować od nowa całe miasta - te zniszczone, na czele z Warszawą, i te zupełnie nowe, jak Tychy. I projektowali osiedla, dzielnice według corbusierowskich ideałów: rozdzielając strefy mieszkalne od przemysłowych, ruch kołowy od pieszego, wprowadzając dużo zieleni, infrastrukturę społeczną. Gdy w 1963 roku ogłoszono konkurs na osiedle, które miało powstać na obszarze wyznaczonym przez ulice Graniczną, Twardą, Prostą, Żelazną, Chłodną i Ptasią, zwyciężył corbusierowski z ducha oparty na matematycznej precyzji projekt zespołu architektów Andrzeja Skopińskiego, Jerzego Czyża, Jana Furmana i Jerzego Józefowicza.
Za Żelazną Bramą
Już na etapie projektu osiedle nazwano Za Żelazną Bramą. Nazwa pochodzi od nieistniejącej już okazałej bramy wejściowej do Ogrodu Saskiego. Osiedle zaprojektowano w miejscu, gdzie w czasie II Wojny Światowej znajdowało się tzw. Małe Getto, po którego likwidacji Niemcy zrównali całą zabudowę z ziemią. Budowa trwała od 1965 do 1972 roku.
Powstało dziewiętnaście 15-piętrowych bloków, pięć niższych i tyleż samo "plomb". Bloki osiedla były wzorowane na Jednostce Marsylskiej Le Corbusiera. Każdy z bloków miał dwie klatki schodowe, dwie lub trzy windy i przeszklony hol. W każdym było od 300 do 420 mieszkań. Korytarze i mieszkania wyposażone były w tzw. "okna francuskie" o wysokości całej kondygnacji - wtedy absolutną nowość. Klatki schodowe oświetlały pasma luksferów obecnie zamurowane.
Bloki wybudowano z wylewanego monolitycznego betonu. Osiedle usytuowano na osi północ-południe, by zagwarantować dobre oświetlenie mieszkań. Między blokami pozostawiono część przedwojennej ocalałej architektury - koszary i hale mirowskie, synagogę, obszar placu Lubomirskich, kościół św. Karola przy Chłodnej i kamienice przy placu Grzybowskim.
Na dachach wieżowców znajdowały się w czasach PRL gigantyczne i podziwiane przez mieszkańców neony. Jeden przedstawiał trójwymiarową piłkę nożną i napis "Totalizator Sportowy", a drugi kolorowego koguta i napis "Cepelia".
Luksus ponad gomułkowską normę
Wielu rzeczy nie udało się zrealizować. Każdy blok miał mieć dach rekreacyjny z ogrodem i kawiarnią. Na pierwszym piętrze miały działać sklepy, a mieszkania miały mieć balkony albo przeszklone loggie. To wszystko nigdy nie powstało. Pod naciskiem władz, które chciały, by bloki powstały szybko i bez 'zbędnych" udziwnień, architekci z części swoich planów musieli zrezygnować. Nie powstało też planowane centrum usługowe wzdłuż ul. Marchlewskiego (dziś Jana Pawła II), ani przedszkola i żłobki na obrzeżach. Gdy wybudowano osiedle, otaczała je pustka.
Miejska legenda głosi, iż Władysław Gomułka podczas prac budowlanych osobiście naciskał na architektów, by ograniczyli "luksusy". Chciał wprowadzenia wspólnych łazienek i ubikacji na korytarzach i wspólnych "ślepych kuchni". Na szczęście nie doszło do realizacji tych pomysłów. Mieszkania Za Żelazna Bramą były jak na owe czasy naprawdę luksusowe - miały łazienki, toalety, ponadnormatywny metraż, a w tych oddanych na początku ułożone były nawet parkiety. W nowych blokach zamieszkali przede wszystkim robotnicy, ale przydziały dostali też inteligenci, artyści, literaci. Starsi mieszkańcy wciąż lubią wspominać żyjące obok nich sławy. Łącznie na osiedlu zamieszkało ponad 25 tysięcy mieszkańców. I tyle mieszka do dzisiaj.
Osiedle dzisiaj
Nie ma już dzisiaj żelaznej bramy, ale osiedle wciąż stoi. Trochę się zmieniło. We wnętrzach raczej na gorsze. W latach 90., poza zlikwidowaniem oryginalnych luksferów, zniszczono również przeszklenia parterów. Wypruto ze ścian rury i kable, które po wymianie na nowe dla oszczędności potem nie zostały zamurowane i szpecą przestronne korytarze.
Dla niektórych Za Żelazną Bramą to relikt, peerelowski skansen, dla innych fenomen. Niektórzy sarkają, że blokowisko w centrum to pomysł dość słaby. Ale ciekawe, że sami mieszkańcy są raczej zadowoleni. W filmie dokumentalnym austriackiej reżyserki Heidrun Holzfeind "Behind the Iron Gate" widać, że ludziom żyje się tu nie najgorzej. Owszem, niektórzy narzekają na ciasnotę, bo co za Gomułki było luksusem, dziś stało się ograniczeniem. Bolączką jest brak balkonów, ale poza tym osiedle paradoksalnie coraz lepiej znosi próbę czasu. Pojawiło się więcej lokali usługowych i sklepów w al. Jana Pawła II, których wcześniej w okolicy brakowało. Ogólną wizję psuje nieco okoliczny architektoniczny chaos. Jedne budynki jak wieżowiec "Atrium" względnie dobrze wpisały się w klimat okolicy, inne pasują tu jak przysłowiowa pięść do nosa. Ale w sumie osiedle wrosło z czasem organicznie w tkankę miejską, przestało być ciałem obcym. Jak dla mnie bardzo pozytywne miejsce.
(wk)