Z zepsutym rowerem do "Litwina". Od ponad siedemdziesięciu lat
29 kwietnia 2016
Lubię miejsca, które trwają, choć wszystko wokół się zmienia. W Legionowie należy do nich warsztat rowerowy Adama Litwińskiego, niezwykły punkt usługowy tuż przy stacji PKP na Kościuszki.
Najstarszy w Legionowie?
Nie poszedł. "Litwin" jest dalej, tam gdzie był. Z zewnątrz zmienił się niewiele, a i od wewnątrz przypomina warsztat w starym stylu, jakoś nie zmienił oblicza na typowy dziś, elegancki salon rowerowy. To nie tylko najstarszy serwis rowerowy w mieście, ale być może w ogóle najstarszy zakład rzemieślniczy. Tu czas się zatrzymał. Może to tylko sentyment, może pamięć o wycieczkach po akcesoria do starego składaka, ale mam dziwną słabość do takich miejsc. A niewiele, naprawdę niewiele ich w Legionowie pozostało. Istnieje od 71 lat, czyli od 1945 roku.
Tylko pana Mariana już nie ma, zmarł dziesięć lat temu. Wcześniej interes przekazał synowi - Adamowi, który trwa na posterunku do dziś. Pytany, jak mu się udało przetrwać okres, kiedy nowe serwisy zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu, macha ręką, i mówi tylko, że ciężką pracą. - Nie ma już dzisiaj szkół zawodowych, nie ma takich fachowców jak kiedyś. Dziś jak się komuś coś zepsuje, to często najtaniej jest kupić nowe. Z rowerami tak samo.
Tu jest inaczej. Pan Adam szlifuje coś pracowicie. Wchodzi klientka. Zagaduje: - Proszę pana, ja tu od trzydziestu lat przychodzę. Jak się coś zepsuje, to tu próbują naprawić, a nie każą kupić nowe za duże pieniądze.
Rzeczywiście? Pan Adam przyznaje, że rowery to jego hobby. Najbardziej lubi naprawiać te stare, z duszą. Nawet składaki.
- Sam jestem zaskoczony, ilu ludzi jeszcze nimi jeździ. I kto im to dziś napraw? Do mnie przychodzą.
Ale i nowe rowery pan Adam stara się najpierw naprawiać, chociaż rzeczywiście nie zawsze się da, bo coraz więcej części albo z plastiku albo tak zrobionych, że tylko wymienić można. To nie tylko najstarszy serwis rowerowy w mieście, ale być może w ogóle najstarszy zakład rzemieślniczy. Istnieje od 71 lat, czyli od 1945 roku. Dlatego są tacy, którzy omijają ten punkt szerokim łukiem. Wolą inne, gdzie mogą pogadać o tuningu kierownicy, przewadze jednego włókna nad innym, hamulców v-break, niezawodności przerzutek Shimano.
Pan Adam tylko się uśmiecha: - Hamulec to hamulec. Zepsuje się, to trzeba naprawić, a nie kupować lepszy, który też się kiedyś zepsuje.
Ot, fachowiec starej daty. Naprawia nie tylko rowery, ale i maszyny do szycia, inne mechaniczne urządzenia. I znakomicie pasuje do swego zakładu, także starej daty na miarę tradycji. Owszem wygląda trochę jak graciarnia, trochę jak sklep nie z tej epoki, ale w tym właśnie cały urok, cała aura niedzisiejszości. Tu czas się zatrzymał. Może to tylko sentyment, może pamięć o wycieczkach po akcesoria do starego składaka, ale mam dziwną słabość do takich miejsc. A niewiele, naprawdę niewiele ich w Legionowie pozostało.
(wk)