Z płotem do sądu
27 lutego 2004
Ogrodzenia wokół osiedli mieszkaniowych wzbudzały kontrowersje, od dnia kiedy pierwszy płot stanął na drodze do klatki schodowej. Ostatnio spór o zasadność stawiania zasieków ożył na Białołęce. Tym razem znalazł finał w sądzie.
Zaczęło się od decyzji wspólnoty mieszkaniowej, która po serii drobnych kradzieży postanowiła ogrodzić osiedle. Burzy nikt nie zwiastował. Wspólnota była w pełni uprawniona do podjęcia takiej decyzji. Tyle, że protest do dzielnicy złożyli kupcy, którzy na parterach bloków prowadzili działalność handlową. Dla nich klucz do furtki, którą mogą wejść na osiedle niczego nie zmienia. Trudno bowiem prowadzić sprzedaż w małym osiedlowym sklepiku stojąc jednocześnie przy bramie z kluczykiem w ręku.
Kupcy znaleźli poparcie w dzielnicy (wtedy jeszcze w gminie), gdzie wiceburmistrz Tadeusz Semetkowski zażądał od wspólnoty uzyskania pozwolenia na budowę płotu. Kiedy sprawa trafiła do wojewody, ten uchylił gminny nakaz uzyskania pozwolenia na budowę. W lutym tego roku płot na Buczynku trafił do sądu.
I jak to zwykle bywa w takich sprawach na decyzji sądu zaważyły względy proceduralne. Decyzja wojewody została uchylona. Teraz sprawą znów będzie musiał zajmować się samorząd.
Płotu jeszcze nie ma.
Magdalena Łuczak