Wesołe miasteczko, smutni nauczyciele
7 listopada 2008
Czy wesołe miasteczko może być powodem smutków? Jak się okazuje może - jeśli jest w pobliżu szkoły, a w niej właśnie trwają lekcje. Czyli dokładnie tak, jak w okolicach Szkoły Podstawowej nr 344 na Tarchominie.
Karuzele, kolejka szynowa, kilka automatów sprawnościowych - tradycyjne wyposażenie objazdowych lunaparków. Do tego błyskające światełka i głośna mu-zyka - wszystko, aby przyciągnąć małoletnich klientów. I byłoby pięknie, gdyby nie drobny zgrzyt - park rozrywki działał także wtedy, gdy odbywały się zajęcia szkol-ne.
Najgorzej było w sobotę 25 października, gdy szkoła odrabiała dzień wolny. Mało kto jednak spośród uczniów przejmował się nauką, bo jak tu skupić się na matematyce czy regułach ortografii, skoro za oknem kusi zabawowy raj? Nauczy-ciele nie potrafili skupić milusińskich na nauce - w konkurencji z karuzelami polegli na całej linii.
- Kto wydał zezwolenie na działanie tego lunaparku? - pytali rodzice i nauczy-ciele, dzwoniąc do naszej redakcji.
W dzień powszedni nie było takiego problemu, jaki był w sobotę, bo miasteczko hałasowało popołudniami, kiedy zajęć w szkole jest znacznie mniej, ale jednak są - głównie zajęcia dodatkowe.
Nikt nie konsultował z pedagogami godzin działania miasteczka, nikt nie zasta-nowił się także, że karuzele mogą przeszkadzać w prowadzeniu zajęć. Przedsię-biorca uzyskał wszystkie wymagane zgody na działalność, także wystawione przez dzielnicowy wydział gospodarowania nieruchomościami. Pod względem prawnym wszystko jest więc w porządku. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że zdrowy rozsądek często jest ważniejszy od litery prawa.
(wt)