W tym roku nie zabiorą liści
18 listopada 2011
W ubiegłym roku urząd dzielnicy przeprowadził pilotażową akcję odbierania liści od mieszkańców. Niestety "pilotażowa" w tym przypadku oznaczała również "jednorazowa". Kolejnych nie będzie, choć mieszkańcy byli bardzo zadowoleni z tego rozwiązania.
- Wydaje się, że liście to żaden problem, niestety tylko pozornie, bo zgrabione na stertę zaczynają gnić. Albo trzeba je palić, albo gdzieś wywozić - każda z tych opcji jest nielegalna i grożą za to kary - mówi pani Janina z Choszczówki.
Zgodnie z przepisami nawet do lasu liści wywieźć nie można. - Na moją działkę spadają właśnie liście z lasu, z którym sąsiaduję, ale formalnie nie mogę ich tam wyrzucić - mówi mieszkaniec Białołęki Dworskiej i dodaje, że na tak zadrzewionym terenie jak Choszczówka, Płudy czy właśnie Białołęka Dworska mieszkańcy nie radzą sobie inaczej niż nielegalnie wywożąc liście do lasu. - Nie jest to zapewne wielkie przestępstwo ekologiczne, ale kilka stów za to grozi - mówi czytelnik "Echa".
- W ubiegłym roku odbiór liści był wielką wygodą, dzielnica naprawdę nam pomogła - dodaje pani Janina i opowiada, że zgromadzone w workach liście wystawiała przed posesję, dzwoniła do wydziału ochrony środowiska, a odpowiednie służby zajmowały się ich odbiorem.
Niestety, choć pomysł spodobał się mieszkańcom, nie będzie realizowany w tym roku. Koszt przeprowadzenia akcji - 25 tys. zł - okazał się zbyt wysoki.
- W tym roku nie planujemy organizacji zbiórki liści, bo niestety nie mamy oszczędności w budżecie, które moglibyśmy na ten cel przeznaczyć - wyjaśnia krótko rzeczniczka białołęckiego urzędu Bernadeta Włoch-Nagórny.
Mieszkańcy nie dają za wygraną i podpowiadają, że akcję można przeprowadzić taniej, np. wyznaczyć terminy, kiedy mieszkańcy mogą wystawić worki przed posesje. Wówczas ich odbiór byłby tańszy, bo jednorazowy. Wciąż też powracają do pomysłu zbudowania czegoś w rodzaju kompostowników, gdzie mieszkańcy mogliby przywozić liście, skoszoną trawę czy gałęzie.
Anna Sadowska