Tragiczne dzieje legionowskiego getta. "Przeżyć udało się nielicznym"
15 listopada 2017
Całkiem niedawno, bo 4 października przypadała 75. rocznica likwidacji żydowskiego getta w Legionowie. Tymczasem, jak miałem okazję się przekonać, wielu młodych mieszkańców naszego miasta w ogóle nie wie, że było tu jakieś getto.
W Legionowie i jego najbliższych okolicach mieszkało przed wojną kilka tysięcy Żydów, choć liczebność społeczności żydowskiej w rejonie trudno dziś określić precyzyjnie. Kiedy Niemcy zajęli Legionowo, podobnie jak w całym kraju nałożyli na obywateli żydowskiej narodowości obowiązek noszenia widocznych emblematów z gwiazdą Dawida. Z czasem represje wobec Żydów przybierały na sile. 15 listopada 1940 roku naziści utworzyli w Legionowie getto. Zostało ono zlokalizowane na terenie ówczesnego Ludwisina, czyli w rejonie dzisiaj wytyczanym z grubsza przez ulice Sobieskiego, Mieszka I, Prymasowską, Kozietulskiego, Pomorską i Zygmuntowską. Niemcy osiedlili na terenie getta od dwóch do trzech tysięcy osób - mieszkańców Legionowa, Łomianek, Nieporętu, Jabłonny, Zegrza, Serocka, Nowego Dworu, ale i przywożonych z północnej części Mazowsza.
Dzielnica żydowska nie była ogrodzona murem, ale za jej opuszczenie groziła śmierć. Wielu Żydów przekradających się na "aryjską" stronę w poszukiwaniu żywności, ubrań, leków przypłaciło te wyprawy życiem. Podobnie jak w innych funkcjonujących w Polsce gettach, także w Legionowie utworzona została Rada Żydowska, czyli Judenrat. Jego siedziba znajdowała się przy ulicy Chrobrego 77, a przewodniczącym został znany przed wojną kupiec Jechiel Rosenberg. W getcie działała również policja żydowska.
Część mieszkańców getta została wydelegowana do robót przymusowych w legionowskim obozie pracy przymusowej, wielu Żydów pracowało też w obozie w Piekiełku. Judenrat musiał dostarczać codziennie kilkuset robotników.
Likwidacja getta w Legionowie rozpoczęła się wczesnym rankiem 4 października 1942 roku, w dniu święta Simchat Tora. O 4 rano pod getto podjechały furmanki z całej okolicy, zaś samochody przywiozły niemieckich (z psami) i ukraińskich żołnierzy. SS zażądało, by kierownictwo Judenratu zebrało wszystkich na centralnym placu. Ludziom tłumaczono, że zostaną przeniesieni do lepszego getta, do Warszawy. Kobiety, starcy i dzieci zostali załadowani na furmanki, zaś mężczyźni na piechotę popędzeni przez Strugę do Radzymina.
Dzięki informacjom przekazanym przez polskich policjantów - w nocy poprzedzającej likwidację część mieszkańców zbiegła, chroniąc się w okolicznych lasach. Inni próbowali ukryć się na terenie getta. Ci, których Niemcy odnaleźli, byli rozstrzeliwani na miejscu. W ten sposób zginęło około 200 obywateli pochowanych potem w rowie melioracyjnym biegnących do Jabłonny i w dołach wykopanych w pobliskim zagajniku. Ci, którzy trafili do Radzymina wysłani zostali wprost do komór gazowych w Treblince. Zginęło tam 1500 legionowskich Żydów.
Nielicznym udało się przeżyć dzięki polskim sąsiadom. Rodziny Jagiełłowiczów i Szklarków przechowały do wkroczenia Rosjan pięcioosobową rodzinę Zawiesińskich, Flisiukowie od 1942 roku ukrywali rodzinę Libmanów, wdowa Maria Kierszyn ocaliła mieszkającą po sąsiedzku rodzinę Kaźmierków. Cudem uratował się słynny w Legionowie felczer cieszący się sławą uzdrowiciela Daniel Segał. W getcie zginęła jego żona i dwoje dzieci. Mimo tragicznych wspomnień pozostał w Legionowie. Zamieszkał w domu rodziny Grzelaków przy ulicy Batorego, przyjmował pacjentów. Warto przy okazji przypomnieć, że w Chotomowie, w sierocińcu prowadzonym od lat 20. przez siostry zakonne, schronienie w czasie okupacji znalazło wiele okolicznych żydowskich dzieci z okolic Legionowa i nie tylko.
(wk)
źródło: Żydowski Instytut Historyczny, Muzeum Historyczne w Legionowie, przekazy rodzinne.