Ta cukiernia sprzedaje pączki gejom. Ratusz "szkoli" przedsiębiorców
11 lipca 2018
Urzędnicy będą uczyć przedsiębiorców... tolerancji dla ich własnych klientów. Program właśnie rusza.
Bezpłatne szkolenia dla firm, które będą mogły otrzymać znaczek potwierdzający, że... przestrzegają prawa - to nowy pomysł urzędników z pl. Bankowego. W grudniu ubiegłego roku samorząd ogłosił konkurs na stworzenie "systemu standaryzacji miejsc wolnych od dyskryminacji dla podmiotów prowadzących działalność edukacyjną, kulturalną, gastronomiczną, rozrywkową lub hotelarską". Wygrało Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, które poprosiło o dotację w wysokości 65 tys. zł.
- Każdy z nas może być dotknięty problemem dyskryminacji, ze względu na nasze pochodzenie, wyznanie, kolor skóry - mówi wiceprezydent Michał Olszewski. - Projekt jest skierowany do warszawskich przedsiębiorców, prowadzących punkty usługowe. Zależy nam, aby promować takie obiekty, w których wszyscy klienci są szanowani. Firmy, które przejdą pozytywnie proces weryfikacji, otrzymają certyfikat "Równe miejsce". Rozpoczynamy również szkolenia o standardach prawnych, kwestii równości, o tym, czym jest dyskryminacja.
O co chodzi?
Warto zauważyć, że polskie prawo zakazuje dyskryminacji w dostępie do usług ze względu na kolor skóry czy orientację seksualną. Przyznawane certyfikaty będą więc wyłącznie potwierdzeniem, że właściciel firmy zna przepisy i się do nich stosuje.
- W ramach projektu zostanie również przeprowadzonych siedem warsztatów na temat równego traktowania w usługach, adresowanych do 150 przedstawicieli podmiotów gospodarczych - informuje ratusz.
Warszawski samorząd buduje najwyraźniej narrację, zgodnie z którą mieszkańcy naszego miasta są tolerancyjni i otwarci, ale nie sami z siebie, lecz dzięki wydatkom na Centrum Wielokulturowe czy szkolenia antydyskryminacyjne. Najnowsza kampania sugeruje poniekąd, że warszawscy przedsiębiorcy - szewcy, fryzjerzy, piekarze czy mechanicy samochodowi - dyskryminują własnych klientów i trzeba ich przeszkolić w tym zakresie. Certyfikat "Równe miejsce" można rozumieć jako przyznanie znaczka "Ten szewc naprawia buty osobom o każdym kolorze skóry" albo "Ten ślusarz nie dyskryminuje gejów". Czyżbyśmy rzeczywiście mieli taki problem z nietolerancją? A może raczej warszawski ratusz bohatersko walczy z problemami, które sam tworzy?
(dg)
Nasz komentarz:
Jeśli tytuł tego artykułu szokuje, to dobrze. Narażamy się na krytykę i hejt, ale zrobiliśmy to celowo, by pokazać absurdalność pomysłu urzędników. Idąc dalej tokiem rozumowania ratusza: każdy normalny człowiek, który nigdy nikomu nie przebił opony, ani nie wybił szyby w samochodzie za złe parkowanie, powinien zostać przeszkolony, by nie robił tego także gejom, Murzynom i uchodźcom. Na koniec powinien dostać specjalny znaczek "Równy gość". Jest wskazane, by władze miasta przeznaczyły na ten cel jak najwięcej pieniędzy... oczywiście z podatków tych, którzy nikomu opon nie przebijają, bo za darmo przeszkolili ich rodzice.
Pomysł ratusza może przynieść skutek odwrotny od zamierzonego. Właściciel restauracji iks z jakichkolwiek powodów nie wziął udziału w "szkoleniu" i nie dostał certyfikatu. Czyli dyskryminuje klientów i trzeba omijać go szerokim łukiem?
Redakcja