Rodzice mordercami dzieci
4 czerwca 2003
Tego nie sposób zrozumieć. Zabić własne dziecko! A jednak ostatnio takich wydarzeń jest coraz więcej. Jesteśmy tym wstrząśnięci.
Cztery razy śmierć w Łodzi
Opinią publiczną wstrząsnęła niedawno historia 29-letniego Krzysztofa i 30-letniej Jadwigi N. (będącej w szóstym miesiącu ciąży), którym zarzuca się wspólne pozbawienie życia ich dzieci: dwóch bliźniaków Kamila i Adama, którzy w chwili zgonu mieli około 5 lat oraz dwóch noworodków: dziewczynki i chłopczyka. Zwłoki dzieci policja znalazła w szczelnie zamkniętych beczkach, które stały w mieszkaniu rodziny. Rodzicom grozi za te czyny dożywocie. Łódzka prokuratura przedstawiła także Krzysztofowi N. zarzut usiłowania pozbawienia życia obecnie 11-letniej córki Moniki. Dotychczasowe ustalenia wskazują, że Krzysztof N. wspólnie z żoną chcieli przed czterema laty zabić dziewczynkę, podając jej tabletki relanium. Na szczęście dawka leku okazała się zbyt mała. Od tego czasu Monika żyła w zamknięciu, nie chodziła do szkoły, rodzice bardzo jej pilnowali. Po zatrzymaniu obojga, dziewczynka trafiła do szpitala dziecięcego, teraz przebywa w rodzinnej zastępczej, która do zakończenia postępowania pełnić będzie rolę pogotowia opiekuńczego. Na początku lipca sąd zdecyduje, czy pozbawić rodziców Moniki praw rodzicielskich. Jeżeli dziewczynką nie zaopiekuje się dalsza rodzina, zostanie dla niej znaleziona rodzina zastępcza.Otrute dzieci w Szczecinie
W Szczecinie 43-letnia kobieta zabiła dwoje swoich dzieci. 15-letni chłopiec i 13-letnia dziewczynka, chorzy na porażenie mózgowe, zmarli po podaniu im przez matkę śmiertelnej dawki środków nasennych. Wstępne dochodzenie pozwoliło stwierdzić, że Małgorzata S. po podaniu chorym dzieciom leków próbowała popełnić samobójstwo. Możliwe, że zabiła dzieci, bo chciała ulżyć ich cierpieniu. Z wywiadu przeprowadzonego wśród sąsiadów wynika, że Małgorzata S. była bezrobotna i nie miała środków do życia. W ich opinii bardzo kochała dzieci i dbała o nie. Zdaniem sąsiadów powodem strasznego czynu było załamanie nerwowe. Za dzieciobójstwo matce grozi nawet dożywocie.Noworodek zakopany w Katowicach
Małżeństwo 25-latków z Katowic jest oskarżone o zabójstwo własnego, nowo narodzonego dziecka. Oboje zostali aresztowani. Kobieta zgłosiła się do jednego z katowickich szpitali z bólami brzucha. Lekarz stwierdził, że była świeżo po porodzie. Wyjaśnienia pozwoliły ustalić, że kobieta urodziła żywego chłopczyka. Jej mąż przyznał się, że zawinął dziecko w reklamówkę i zakopał w lesie w dzielnicy Katowic - Giszowcu. Swoje postępowanie mężczyzna tłumaczył trudną sytuacją materialną rodziny. Za zabójstwo rodzicom może grozić nawet dożywocie. Małżonkowie mają już roczne i dwuletnie dziecko.Utopiony chłopczyk na Podhalu
Sąd w Nowym Targu aresztował 25-latka podejrzanego o zabójstwo 11-miesięcznego chłopca, który utonął w Czarnym Dunajcu na Podhalu. Mężczyzna - wujek dziecka, zabrał chłopca z domu. Zniknięcia dziecka nikt nie zauważył. Po kilku godzinach poszukiwań strażacy wyłowili chłopczyka z Czarnego Dunajca. Mimo reanimacji, dziecko zmarło. Zatrzymany przez policję 25-latek leczył się wcześniej psychiatrycznie i przebywał w szpitalu. Biegli lekarze orzekli, że może uczestniczyć w czynnościach prowadzonych przez policję i prokuraturę, i odpowiadać przed sądem. Podczas wizji lokalnej mężczyzna opisał przebieg zdarzeń. Podczas przesłuchania przyznał się do winy. Grozi mu dożywocie.
|
Jak temu zapobiec?
Takie czyny przerażają. Rodzice, bliska rodzina dokonują czegoś, co jest absolutnie wbrew naturze. Zamiast chronić, dbać, troszczyć się - co jest przypisane do roli rodzica, opiekuna, bliskiej dorosłej osoby - niszczą, zabijają. Jak może dojść do takich czynów? Dlaczego nikt wcześniej niczego nie widzi? Przecież są sygnały, że takie rodziny są albo w trudnej sytuacji materialnej, albo są niewydolne wychowawczo, albo coś złego się w nich dzieje. Dlaczego sąsiedzi widząc, że matka nie daje sobie rady, nie próbują pomóc, zgłosić sprawy do opieki społecznej, placówki opiekuńczej? Dlaczego jesteśmy tak obojętni na los innych? A co ze szkołą, która nie reaguje na to, że dziecko nie chodzi do szkoły? Jak w ogóle możliwe są takie sytuacje?Opisane wyżej przypadki - a nie są to wszystkie tragedie, jakie miały ostatnio miejsce - pokazują, że nasz szeroko rozumiany system opieki jest niesprawny. Osoby wymagające pomocy, wsparcia zostają same ze swoimi problemami. Brak jest rozeznania, kto pomocy potrzebuje. A przecież nie każdy potrafi się o wsparcie zwrócić. Ofiarami fatalnego systemu padają istoty najsłabsze, całkowicie zależne od dorosłych - dzieci. Nasuwa się jeden wniosek - system musi się zmienić. W przeciwnym razie do takich zdarzeń może dochodzić coraz częściej.
Katarzyna Motylińska