Europo, Europo...
2 czerwca 2003
"cóżeś ty za pani, że cię pokochali chłopcy malowani?"
Prawdziwa europejskość wymaga poważniejszych refleksji i pytań pod naszym adresem. Formułując poniższe, włączam się do trwających polemik wokół Unii Europejskiej:
- Czy jesteśmy gotowi na tolerancyjną wyznaniowość, z której słynęliśmy w czasach Renesansu?
- Czy potrafimy zhumanizować globalizację i pogodzić jej procesy z homoge-nizacją w zjednoczonej Europie o wizerunku różnorodnego dziedzictwa narodowego?
- Jak rozwiążemy węzeł gordyjski polskiej strategii, którą trafnie określił Romano Prodi: "Polska nie może mieć portfela w Europie, a bezpieczeństwa w Ameryce".
Najtrafniej swą troskę o nas u progu Unii Europejskiej wyraził E. Bryll: "Polacy nie umieją siebie opowiedzieć". I zawyrokował: "Trzeba mieć biznes plan wejścia kultury do Europy", albowiem według K. Kutza: "ten unijny sklep", głównie polityczno-gospodarczy, "nie prowadzi kultury". Europa jutra potrzebuje polityki kulturalnej uwzględniającej to, co w narodach "podobne, odmienne i wyjątkowe".
Skoro europejskość zawsze była dla nas inspiracją, dlaczego teraz miałaby być zagrożeniem? Niepokoje Polaków odnośnie Unii, zdaniem K. Zanussiego, wyrażane są nie w rozmowach na argumenty, ale "gra idzie o emocje i strach ludzki" przed niepewnym. Upatruje się zagrożenia w standaryzacji dominacji anglocentryzmu, a braku równoważnego polocentryzmu.
Wszyscy opowiadają się za harmonijnym wielogłosem w nowym wizerunku Europy - jednolitej w swej różnorodności. Polski głos w chórze europejskim ma być "dumny, silny i wymagający, z charakterystycznym dla siebie indywidualizmem i poczuciem wolności" - orzekł Timothy Ash.
Polska jako atut w integracji europejskiej omawiana na konferencji w senacie RP jest na obecnym etapie dezyderatem polskich elit kulturotwórczych. A w procesie ciernistej i wyboistej drogi do wspólnoty europejskiej powinien dojść do głosu "nowczesny populizm" i rzeczywisty demokratyzm... nie tylko w kulturze.
Jedną z pierwszych inicjatyw Polaków na progu zmian w Europie powinno być rozbudzenie świadomości, twórczego fermentu duchowego wartości kultury. "Poczucie odpowiedzialności za ludzkość" - to brzmi emfatycznie, ale tego poczucia wciąż brakuje Polakom przekonanym o swym niedowartościowaniu wobec innych narodów. Prof. Maria Szyszkowska upomina się o polską "koncepcję życzliwości powszechnej", niezależną etykę i wolność światopoglądową. A może zintegrowanej Europie potrzeba czegoś na kształt "polskiej duszy", bądź uosobienia idei T. Kotarbińskiego "opiekuna spolegliwego"? Najpiękniej wyraził podobne myśli prof. Janusz Pulnar kreśląc obraz "polskiego cudu europejskiego".
Naszą powinnością jest "ogłoszenie światu", poprzez wielkich artystów, kompozytorów, malarzy - "legend, znaków świata", jakich wielu mamy w kulturze i sztuce, innym do zaoferowania.
Polacy powinni przywołać na pamięć "polskość zaklętą w romantyzmie, kruchej liryce", nie pozwalających zatracić człowieczeństwa; wywołać w sobie potrzebę tego, co "nasze, bliskie i ciepłe". I tym skarbem, wraz ze swojskim "oporem trwania" promieniować na Europę. Zarazić innych bakcylem "tężyzny tej ziemi", "czupurnością i upartością" w dążeniu do celu. Zaoferować Europie swą polskość poprzez "talent, serce, myśl I uczucie", bo "Polska jest w nas".
Czego nie powinniśmy wnosić do Europy? Braku dumy narodowej, poczucia "gorszości", zaniżania własnej wartości. W konfrontacji z kulturami romańską i germańską, Słowiańszczyzna nie może zagubić swego rodowodu, prezentować swą "odmienność, niezależność i samoświadomość twórczą".
Jeśli chcemy wejść do Unii Europejskiej z naszymi maniakalnymi przyzwyczajeniami - chronicznym gadulstwem czy nagminnym spóźnialstwem - to nie mamy tam czego szukać, wśród działających niemal ze stoperem w ręku, wyrażających się krótko i treściwie. Chcesz być Europejczykiem nie deklaratywnym z bilboardów? Odłóż do lamusa wątpliwe popisy krasomówcze. I zapomnij o półgodzinnych "kwadransach akademickich".
Obywatele, Europejczycy! "Język jest rdzeniem kultury".
Czy zagraża nam euromowa? Broni się gruntów rolnych, nie troszczy się o zachwaszczenie języka ojczystego obcymi naleciałościami i nowomową polityków. "Buszujący w dźwięku polskim", jak sam o sobie powiedział Wojciech Siemion, ten wzorzec wspaniałej polszczyzny, niczym Piotr Skarga, wołał zza... pulpitu senackiego: "To nie Europa niszczy nasz język ojczysty, ale my sami". Skrzeczące rzeczywistością, szczególnie media, "skandalizują fatalną polszczyzną [...], a przecież język nizinnego kraju nie znosi bełkotu".
Jeszcze jeden chwalebny wyjątek od reguły, profesor, nomen omen P. Boski, bosko, miodopłynnie prezentował "Wiele twarzy Europy" w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej, która od lat przekuwa teorie w praktykę prowadząc warszawskie festiwale wielokulturowe. P. Boski za to, co mówi i jak mówi, zasługuje na tytuł Nadmistrza Mowy Polskiej. Zgadzam się z Panem, Mistrzu Boski, że nasza piękna Syrenka Warszawska potrzebuje "odświeżenia swojej tożsamości unijnej", zaś Ministerstwo Kultury w miejsce "patronatu powinno nad wszystkim obejmować mecenat".
Antyeuropejczycy!
"Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej - to dziejowa sprawiedliwość" - zawyrokował Jan Paweł II. Czy wiecie, co by było, gdyby Papieżem był ks. Jankowski? Po nas, choćby potop!.. "A co mi tam po Unii, jak skończę 80 lat?!" - wyznał z rozbrajającą szczerością w telewizji.
Europejczycy!
Tylko od nas zależy, czy u progu III tysiąclecia pozostawimy po sobie "wizję i smród niespełnienia", jak trafnie to ujął B. Litwiniec... czy twórczą awangardę mądrej, duchowej cywilizacji.
Maria Cholewczyńska