Wyznania kelnerki na Podhalu. "Zarabiam tyle, że dom powinniśmy wykończyć w dwa lata"
"Nie wytrzymam do marca" - z troską w głosie mówi w rozmowie z Onetem Małgorzata, kelnerka z Zakopanego. Pracując bez wytchnienia od rozpoczęcia sezonu, odczuwa już skutki nadmiernego obciążenia. Przepracowane dni po 12 godzin to codzienność w branży turystycznej, która zmaga się z palącym niedoborem personelu. Szacunki mówią o możliwości natychmiastowego zatrudnienia na Podhalu nawet 3-4 tysięcy osób. Jednak chętnych brakuje.
Witalij, 30-letni dekarz, i jego narzeczona Oksana, pracują w domu wczasowym. Ich wspólny dochód miesięczny sięga nawet 17,5 tys. zł, co pozwoliło im na luksus w postaci podarowania sobie świątecznych prezentów - używanego Volkswagena i wycieczki na Dominikanę. Pracując "na czarno", nie martwią się o typowe wydatki, korzystając z darmowego zakwaterowania i wyżywienia. Ich przypadek nie jest jednak odosobniony.
Właściciele pensjonatów i restauracji na Podhalu stają przed wyzwaniem znalezienia chętnych do pracy. Oferują szkolenia, godne wynagrodzenia, a nawet zakwaterowanie i wyżywienie za symboliczną opłatą. Mimo to, lokalni mieszkańcy coraz częściej preferują samozatrudnienie, a rynek pracy opiera się głównie na pracownikach z Ukrainy i przyjezdnych z innych regionów Polski.
20 lat temu górale z okolicznych wiosek stanowili główną siłę roboczą dla Zakopanego. Dziś, rozwój turystyki sprawił, że wiele z tych miejscowości stało się samodzielnymi ośrodkami turystycznymi, gdzie mieszkańcy wolą pracować na własny rachunek. Od sprzedaży oscypków po wynajem pokoi - samozatrudnienie stało się popularną alternatywą.
Kelnerka Małgorzata i jej mąż, budujący dom bez kredytu, pokazują, że ciężka praca na Podhalu może się opłacić. Pracując niemal bez przerwy, planują zarobić na dom w ciągu dwóch lat. Tymczasem, właściciele zakopiańskich restauracji oferują atrakcyjne stawki nawet dla nieletnich bez doświadczenia, byle tylko zapełnić lukę kadrową.
Przedsiębiorcy z Podhala domagają się zmian w przepisach o wizach pracowniczych, by móc zatrudniać obywateli Serbii czy Turcji. Zdaniem Dawida, prezesa ośrodka hotelowego, otwarcie rynku pracy na nowe narodowości mogłoby przynieść ulgę napiętemu rynkowi pracy w regionie
Źródło: onet.pl