Mieszkańcy Domu Kombatanta i inni - jak skutecznie odebrać im głos?
24 września 2013
W Domu Pomocy Społecznej "Kombatant" przy ul. Sterniczej mieszka wielu wspaniałych ludzi - emerytów, których nawet wiek nie odwiódł od działalności społecznej. Pamiętam nieżyjącego już pana Eugeniusza, dzięki interwencji którego - będąc radnym kilkanaście lat temu - doprowadziłem do wykończenia pomnika "Pamięci walczących o wolność i niepodległość Rzeczpospolitej", znajdującego się na terenie Domu. Pan Eugeniusz zabiegał też o rzeczy bardziej przyziemne, takie jak utwardzenie wiodącego do Domu chodnika. W "Kombatancie" znalazła też przystań pani Irena, którą poznałem w czasach Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" Wola, znana nie tylko na Woli działaczka środowisk kombatanckich...
W całej Warszawie w obwodach zamkniętych głosuje kilka tysięcy ludzi. W wyborach samorządowych, w których mogą wziąć udział tylko stali mieszkańcy stolicy, wzięło ostatnio udział 2628 osób.
O ważności referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz Waltz, które odbędzie się 13 października, zdecyduje nie procentowa frekwencja, lecz liczba biorących w nim osób (co najmniej 389 430). Uniemożliwienie głosowania dwu i pół tysiącom osób było na tyle dużą gratką dla Platformy Obywatelskiej, że zdecydowała się wbrew prawu nie powoływać obwodów zamkniętych - jest to kompetencja Rady Warszawy, w której PO ma ponad połowę radnych. Mieszkańcy "Kombatanta" wyróżniają się też jedną z najwyższych w Warszawie frekwencji wyborczych! Obwody te zostały powołane dopiero po interwencji komisarza wyborczego, na wniosek Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej.
Szczególnie niesmaczna była wypowiedź posłanki PO Julii Pitery, która broniąc decyzji Platformy o niepowoływaniu obwodów zamkniętych, przytoczyła przykład szpitala przy ul. Inflanckiej, gdzie w 2010 r. głosowało zaledwie trzech pacjentów. Zająć się nimi musiała ośmioosobowa komisja wyborcza, "a wszystkie te osoby dostają honoraria" - podkreśliła pani poseł, zapewne pracująca w Sejmie społecznie.
Rzeczywiście na Inflanckiej tak wtedy było, prawdopodobnie z powodu trwającego wówczas remontu szpitala (rok później głosowały tam już 32 osoby), lecz był to wyjątek. Pani poseł długo musiała go szukać. Typowe liczby głosujących to 61 osób w szpitalu przy ul. Czerniakowskiej, czy - 90 osób w domu pomocy społecznej przy ul. Sterniczej. Trzeba wyjątkowego cynizmu i arogancji, by tym ludziom odbierać prawo głosu.
Maciej Białecki
były wiceburmistrz Pragi Południe (2002-2004) i radny sejmiku mazowieckiego (2002-2006)