Miasto dzieci
5 listopada 2004
Pękające w szwach szkoły, jak grzyby po deszczu wyrastające prywatne przedszkola i żłobki, sklepy dziecięce, a nawet fenomen w skali Warszawy - prywatny dom kultury. Białołęka jest miastem dzieci. Dzieci, którym ma wciąż bardzo mało do zaproponowania.
Dzielnica buduje natomiast z prawdziwego zdarzenia obiekt dla Białołęckiego Ośrodka Kultury przy ul. van Gogha. Znajdzie się tam m.in. sala widowiskowa na 300 miejsc. Tu powstanie kino studyjne, podobne do działającego dziś w Domu Kultury "Świt" na Bródnie. Będą przeglądy twórczości i być może pokazy lektur. Z pewnością nie będzie to jednak normalna sala kinowa.
Na co jeszcze mogą liczyć dzieci i młodzież po przeprowadzce BOK-u do nowego obiektu? - Nie licząc sali widowiskowej będziemy mieli trzy razy więcej powierzchni niż w obecnych pomieszczeniach przy ratuszu - mówi dyrektor Tomasz Służewski. - Dzięki temu od razu powstaną wszelkie formy taneczne od tańca klasycznego do country włącznie. Nowością będzie wytłumiona sala, w której młodzież z zespołów muzycznych będzie mogła grać do woli. W sali widowiskowej będziemy organizować więcej konkursów, przeglądów twórczości czy występów artystycznych bez obaw o wysokie koszty. Odpadnie nam bowiem koszt nagłoś-nienia i oświetlenia, które dziś w sali ratusza za każdym razem ponosimy - dodaje dyrektor BOK-u.
Białołęka ma ośrodek sportu, ale to dla wielu odrębny temat. Ceny odstraszają mieszkańców. Większość dzieci i młodzieży korzysta z obiektów jedynie podczas zajęć wf. Społecznicy działający na rzecz angażowania dzieci do sportu, jak choćby z Parafialnego Klubu Agape, przeżywają męki, gdy chcą skorzystać z boisk BOS-u. Procedura uzyskania zgody może zniechęcić nawet najbardziej zapalonych.
Brakuje ogródków jordanowskich i placów zabaw dla dzieci. Brakuje ławek dla matek i babć spacerujących z wózkami po terenach leśnych (choćby lasek przy Milenijnej) i wale wiślanym. - Nie stawiamy ławek na terenach niezagospodaro-wanych, bo straż miejska nie upilnuje ich przed dewastacjami - poinformowano niegdyś "Echo" w urzędzie dzielnicy. - W takim razie dlaczego przy projektowaniu osiedli nie zaplanowano parku - ripostują spacerujące matki. - Nie zaprojektowano, bo na Białołęce jest wystarczająco dużo terenów zielonych i leśnych - odpowiada burmistrz Jerzy Smoczyński. No i mamy kwadraturę koła z tymi ławkami. A w lasku przy Milenijnej aż się o nie prosi - i jeszcze o ogródek jordanowski na wzór np. lasku bródnowskiego. Ławki i drewniane konstrukcje dla dzieci przyrody nie zniszczą. Dęby na Białołęce chorują z innych powodów.
Coraz więcej mamy prywatnych przedszkoli, szkół językowych, a nawet prywatny dom kultury (Studio Animacji nad Championem). Rośnie liczba sklepów dziecięcych. To cieszy rodziców. Martwią przeładowane szkoły, brak refundowanych miejsc w żłobkach i przedszkolach. W białołęckim mieście dzieci nie ma też ostrego dyżuru chirurgicznego. Po pierwszą pomoc trzeba jechać do Szpitala Bielańskiego albo na Niekłańską. Można też oczywiście wezwać pogotowie.
BW