Świąteczna narzeczona
autor: | Paulina Kozłowska |
wydawnictwo: | Replika |
wydanie: | Poznań |
data: | 2 listopada 2022 |
forma: | książka, okładka miękka ze skrzydełkami |
wymiary: | 145 × 205 mm |
liczba stron: | 320 |
ISBN: | 978-83-6729552-9 |
Inne formy i wydania
e-book (epub, mobipocket) | 2022.10.25 |
książka, okładka miękka ze skrzydełkami | 2022.11.02 |
Wyszeptane w biegu, zapisane w śniegu, wycałowane pod jemiołą...
Właściciel wydawnictwa Jankes - Hubert, jest lekkoduchem i kawalerem, który ani myśli szukać sobie narzeczonej. Kiedy przed świętami pojawia się szansa na pozyskanie poczytnej autorki romansów historycznych, Idalii Monaster, traktuje to jako wyzwanie, choć ma pewne obawy, ponieważ pisarka słynie z zamiłowania do konserwatywnych wartości rodzinnych.
W tym samym czasie Matylda - projektantka sukien ślubnych, próbując odzyskać od klientki pieniądze za zamówioną kreację, dzięki zabawnemu zbiegowi okoliczności przez przypadek trafia do wydawnictwa Jankes. W wyniku nieporozumienia zostaje przedstawiona Idalii jako narzeczona Huberta. Pisarka jest zachwycona faktem, że jej nowy wydawca okazuje się ustatkowanym mężczyzną.
Hubertowi wcale się to nie podoba, ale czego się nie robi dla dobra biznesu. Pewny siebie mężczyzna jeszcze nie wie, że tym razem los postanowił z niego zadrwić.
ŁUP!
Drzwi otworzyły się z hukiem w momencie, w którym Hubert Jankes przewracał kolejną stronę maszynopisu. Kartki niebezpiecznie zaszeleściły w jego palcach, gdy wzmocnił nacisk, aby z przejęcia ich nie wypuścić.
-Idalia Monaster zerwała umowę z Holmanem!
Mężczyzna wzdrygnął się lekko, gdy pełen ekscytacji głos jego własnego brata wyrwał go z czytelniczego zatracenia. O tak! Ten maszynopis był świetny, przyznał w myślach. Napisany z polotem i wręcz aptekarską precyzją w dawkowaniu emocji. Najlepszym tego dowodem był fakt, że już dwukrotnie typował, który z bohaterów dopuszcza się szokujących zbrodni, i już dwa razy się pomylił. Co przy jego doświadczeniu i wprawnym, czytelniczym nosie było zdumiewające.
-To jest genialne - wymamrotał, nie patrząc na intruza, który tak bezpardonowo wparował do jego pokoju.
W gruncie rzeczy nie musiał wcale na niego spoglądać, aby wiedzieć, że para błękitnych oczu wypala w nim dziurę.
-Ge-nial-ne - powtórzył, jakby sam siebie chciał zapewnić, że trafił właśnie na wybitnie dobrze rokującą powieść sensacyjną.
-Idalia Monaster zerwała umowę z Holmanem. Rozumiesz, co do ciebie mówię?!
Oczywiście, że nie miał problemów ze słuchem, jednak nie chciało mu się za bardzo zastanawiać nad słowami brata. Czuł się jak po wyjściu ze świetnego koncertu, po którym jeszcze przez pół nocy muzyka dudni w uszach, a słowa piosenki przelewają się po sercu i duszy rwącą rzeką. Jego główną zagwozdką było teraz odpowiedzieć sobie na pytanie: kto mógł zabijać młode wdowy na Podkarpaciu? Pierwsza podejrzana skończyła zakopana żywcem trzy metry pod ziemią. Kolejny typ spod ciemnej gwiazdy przyznał się do ojcostwa jednej z ofiar.
Do licha! Musiał jak najszybciej poznać zakończenie tej książki. Wzrokiem wygłodniałego szczeniaka patrzył na kilkanaście stron, które zostały mu do finału powieści. Obiecał sobie, że skontaktuje się jak najszybciej z autorką Oddechu śmierci i uzmysłowi jej, że Wydawnictwo Jankes jest jedynym, które uczyni z jej książki bestseller. Od dawna żadna kobieta nie zafundowała mu tak krwawej i frapującej literackiej uczty. Idealnej wręcz mieszanki grozy, brutalności i szczerych, ludzkich dramatów.
-Hubert!
Kolejne warknięcie przywróciło go w końcu do rzeczywistości, a jego wyobraźnia opuściła zatęchły magazyn na obrzeżach Przemyśla. Potrząsnął głową i odłożył plik kartek na biurko. Rozejrzał się dookoła. Literacka fikcja na kilka godzin oddzieliła go od prawdziwego świata potężną ścianą intryg, bólu i najmroczniejszych zakamarków ludzkiej psychiki. Musiał jednak wrócić na ziemię, choć robił to bardzo niechętnie, gdy miał do czynienia z tak wybitną książką.
Jego wzrok przeskakiwał po znajomym wyposażeniu pomieszczenia. Biurko, skórzane krzesło po drugiej stronie i paprotka w kącie. Na hebanowej komodzie stał dumnie niczym puchar czekoladowy mikołaj, którego sprezentowały mu z okazji szóstego grudnia dziewczyny z marketingu. Zapewne zrobiły to na złość, bo każdy w tej firmie wiedział, że Hubert Jankes nienawidził słodyczy.
Przytłumione promienie słoneczne, które oświetlały granatową wykładzinę, przypomniały mu, że kilka godzin wcześniej przysłonił okno roletą, aby nic nie zakłócało jego skupienia.
Niech to! Która to może być godzina?
Najwyraźniej po raz kolejny zatracił się w czytaniu, o czym dobitnie przypominały mu teraz bolący kark i zesztywniałe plecy.
-Kontaktujesz już? Śpiąca królewno!
Uniósł wzrok, próbując nie parsknąć śmiechem. Jego brat, Radosław Jankes, ubrany w ciemnostalowy garnitur z nonszalancko rozpiętym kołnierzykiem i zawadiacko przekrzywioną zieloną czapką bożonarodzeniowego elfa, podparł się pod boki i patrząc na Huberta, czekał, aż ten w końcu zwróci na niego uwagę. Pomijając fakt, że w czapce pomocnika Świętego Mikołaja wyglądał jak z najgorszej świątecznej komedii, to Hubertowi bez trudu udało się wychwycić na jego twarzy jakieś niewytłumaczalne podniecenie. I na pewno nie było ono spowodowane nieuchronnie zbliżającymi się świętami.
-A gdzie twoje rogi renifera? - Nie mógł powstrzymać się przed kąśliwą uwagą dotyczącą świątecznego outfitu Radka sprzed roku.
-Nie mogę nieustannie robić za rogacza. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Dziewczyny mówią, że jako elf jestem bardziej seksi. Ale do cholery, nie po to tu przyszedłem! - Dobry nastrój opuścił go równie nagle, jak się pojawił. - Pytam po raz trzeci, czy zrozumiałeś sens moich słów?!
-Musisz się tak pieklić? Nie widzisz, że jestem zajęty? Ten maszynopis, o którym wspominałem ci przedwczoraj, jest genialny. Debiut, który wywoła istne trzęsienie ziemi - odparł, rozprostowując pod biurkiem odrętwiałe nogi.Stęknął pod nosem, bo miał wrażenie, jakby nie ruszał nimi od wielu dni. Po kilku sekundach dyskomfortu poczuł intensywne mrowienie od kolan aż po palce u stóp.
Wysoka postać o blond włosach wystających spod elfickiej czapki przysiadła ciężko na skórzanym fotelu.
-Trzęsienie ziemi już nastąpiło. Rozumiesz, co przed chwilą powiedziałem? Idalia Monaster zerwała umowę ze swoim wydawcą. Stary Holman się rozwodzi.
Gdy mrowienie w nogach nieco zelżało i zastąpiło je błogie ciepło, Hubert w końcu otworzył którąś z klepek w swojej głowie i poczuł, jak informacja Radka zaczyna nabrzmiewać i rozpychać się w jego mózgu jak tłuściutka dżdżownica torująca sobie drogę w żyznej ziemi. Jak na rozkaz jego lewa brew wystrzeliła w górę, prawa zaś jak zwykle pozostała nieruchoma - po upadku z drzewa sprzed wielu lat nic nie było w stanie jej unieść. Nawet informacja o rozwodzie najbardziej szanowanego dżentelmena w świecie wydawniczym.
Patrzył więc w skupieniu na pozbawioną zmarszczek twarz młodszego brata. Cztery lata mniej na liczniku i brak zmartwień sprawiły, że Radka Jankesa otaczała łuna beztroskiego wdzięku. Nawet zarost, któremu ewidentnie przydałaby się chwila uwagi, nie dodawał mu powagi. Z gęsto zarośniętą żuchwą i wielkimi niebieskimi oczami wyglądał jak połączenie niedźwiedzia grizli i kotka perskiego. Żadna kobieta między osiemnastym a dziewięćdziesiątym rokiem życia nie była w stanie mu się oprzeć. Przebywając w jego otoczeniu, Hubert czuł się jak skamielina, którą z każdym rokiem przykrywało coraz więcej kurzu i pajęczyn.
-Co mnie obchodzi stary Holman i jego rozwód? - zapytał nieufnie, nie rozumiejąc, czemu Radek nadyma się jak balon, słysząc jego lekceważący ton. Hubert nie interesował się życiem innych ludzi. Miał za dużo zajęć w swoim własnym, aby dumać nad nieszczęściami małżeńskimi konkurentów. Zdziwiło go więc, że Radek przyszedł z tą informacją akurat do niego. W wydawnictwie na pewno było mnóstwo innych ludzi łasych na plotki, jak choćby Aśka z sekretariatu.
Po sekundzie jednak się zreflektował.
Idalia Monaster?
Zerwała umowę!
Jak wyda więc ostatni tom swojej powieści?!
-Jankesie, do cholery! Czasami mam wrażenie, że brakuje ci piątej klepki - jęknął Radek, unosząc dłonie w geście bezradności. - Wszyscy wiedzą, że Idalia Monaster podpisała z nim jakąś idiotyczną klauzulę o moralności i trzymaniu się wartości rodzinnych, a on zdradził starą, poczciwą Holmanową ze swoją sekretarką. Podobno dziennikarz jednej z bulwarówek zrobił im zdjęcia w jakimś tanim hotelu na Mazurach. Pływał z nią w basenie na różowym jednorożcu! Piszą o tym dzisiaj wszystkie plotkarskie strony internetowe. To się nazywa mieć pecha. I to na same święta. Też sobie chłop wybrał moment. - Cmoknął na koniec tak, jakby bezgranicznie współczuł Karolowi Holmanowi i wręcz łączył się z nim bólu.
Idalia Monaster zerwała umowę!
Jasny gwint!
Dopiero teraz zaczynało do niego docierać, co ta plotka oznacza dla całego rynku wydawniczego i Wydawnictwa Jankes. Poprawił się na krześle, czując, jak gorąca fala oblewa jego twarz, spływa w okolicę klatki piersiowej i zatrzymuje się w żołądku jak worek z kamieniami, który nie może zatonąć w morzu.
-Została bez wydawcy? - wychrypiał zszokowany, na co młodszy brat klasnął w dłonie jak małe dziecko, które wygrało w wesołym miasteczku upatrzoną maskotkę.
Czapka elfa przekrzywiła się nieco po tym wybuchu euforii i jedno ze spiczastych uszu przekręciło się niemal na policzek.
-Brawo, Einsteinie! I zrobiła to na kilka miesięcy przed premierą ostatniej, finałowej części przygód Kapitana Toma. A wiesz, co to oznacza?
-Że potrzebuje nowego wydawcy! - podchwycił Hubert, czując się jak głuptas, który zrozumiał najłatwiejszy algorytm matematyczny.
-Pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru! - zawył Radek, prostując się przy tym tak zamaszyście, jakby ciemne moce próbowały przemienić go w wilkołaka lub inną zjawę znaną z horrorów klasy B.
Z wrażenia Hubert sięgnął po stojącą nieopodal szklankę z wodą. Upił łapczywie połowę jej zawartości, czując, jak płyn studzi nieco rozszalałe emocje. Ekscytacja spowodowana rewelacjami Radka zmusiła go nawet do zrzucenia z siebie szarej marynarki i zakasania rękawów po same łokcie. Gdy uwolnił się z formalnego stroju i poczuł przyjemny chłód na plecach, dostrzegł, że stanęły mu dęba wszystkie włosy na przedramionach. Jakby ktoś drapał paznokciami po styropianowej płycie tuż przy jego uchu.
Idalia Monaster nie ma wydawcy.
Wprost nie mógł w to uwierzyć. Ta informacja znaczyła dla niego tyle, co otworzenie okienka transferowego dla najlepszego napastnika piłkarskiego w kraju i umożliwienie jego zakupu za bezcen.
-Zaraz ci pokażę niezbity dowód - rzucił Radek i zaczął intensywnie szukać czegoś w swoim telefonie.
W czasie gdy mężczyzna scrollował ekran smartfona, Hubert opadł na oparcie fotela i poczochrał dłońmi stanowczo za długie włosy. Gdy potargał już swoją blond grzywę tak mocno, że wyglądał jak dawno niekąpany golden retriver, zaczął przywoływać w swojej głowie wizerunek starego Holmana. Wręcz odgruzowywał w pamięci jego szczupłą twarz i parę bystrych oczu.
Karol Holman był dyrektorem Wydawnictwa Holman i Synowie. Od dwudziestu pięciu lat był znany z tego, że potrafił dostrzec perłę literatury tam, gdzie inni widzieli jedynie mało wartościowy tombak. Z precyzją godną snajpera sprzątał sprzed nosa innych wydawnictw najzdolniejszych autorów, których książki przynosiły mu później krocie. Gdyby nie on, moda na powieści erotyczne w Polsce zaczęłaby się dobre dziesięć lat później.Dokładnie cztery lata temu odkrył nieznaną nikomu pisarkę romansów historycznych. Pochodząca z Ustki kobieta w średnim wieku - bo tylko tyle było o niej wiadomo - zadebiutowała porywającą historią o angielskim lordzie, który dostatnie i pełne konwenansów życie postanowił zamienić na wzburzone oceany, nieodkryte lądy i rabowanie byłych przyjaciół z towarzystwa.
Hubert śledził wyniki sprzedaży tej nowości z ogromnym zainteresowaniem. Siedmiuset stronnicowe tomisko wyprzedało się na pniu, a Holman natychmiast podpisał z autorką umowę na publikację kolejnych trzech części.
Hubert wiedział, że Idalia Monaster jest nietuzinkową i utalentowaną pisarką. Miał w swojej osobistej biblioteczce każdą z jej powieści i czytał je z zapartym tchem. Razem z walecznym Kapitanem Tomem pokonywał ciemne wody oceanów, zakochiwał się w egzotycznych pięknościach i kibicował, aby kapitan utarł nosa swoim snobistycznym, angielskim wrogom.
Jakże żałował, że pisarka nie wysłała maszynopisu akurat do jego wydawnictwa. Zdawał sobie sprawę, że dobrych autorów było jak na lekarstwo, więc gdy się pojawiali, trzeba było zarzucać na nich sieci natychmiast i nie pozwolić im się wymknąć. Dobrze napisanych książek historycznych było na polskim rynku tak mało, że każda rokująca na sukces była niczym objawienie.
-Znalazłem. Czytaj.
Hubert odebrał od brata telefon i skupił się na kilku wersach oświadczenia Idalii Monaster, które miał przed nosem.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka ]Miłość pod choinką, (barwione brzegi)Paulina Kozłowska
-
[ książka, e-book ]Domek w NiebiosachPaulina Kozłowska
-
[ książka, e-book ]Zakątek nadzieiPaulina Kozłowska
-
[ książka, e-book ]Spotkanie na Kaczym WzgórzuPaulina Kozłowska
-
[ książka, e-book ]Pensjonat na Kaczym WzgórzuPaulina Kozłowska
-
[ książka ]NiewolnicyMarcin Margielewski
-
[ książka ]Gwiazdka na Zacisznej, (barwione brzegi)Magdalena Kołosowska
-
[ książka ]Wigilia z aniołem, (barwione brzegi)Katarzyna Grabowska
-
[ książka ]Kamienica pełna cudów, (barwione brzegi)Beata Zdziarska
-
[ książka ]Świąteczny sekretKrystyna Mirek
-
[ książka, audiobook, e-book ]Sezon na szczęścieRoma J. Fiszer
-
[ książka, audiobook, e-book ](Nie)miłość. Z tobą i bez ciebieNatasza Socha
LINKI SPONSOROWANE