REKLAMA

Pensjonat na Kaczym Wzgórzu

autor: Paulina Kozłowska
wydawnictwo: Replika
wydanie: Poznań
data: 23 lutego 2021
forma: e-book (epub, mobipocket)
liczba stron: 400
ISBN: 978-83-6679042-1

Inne formy i wydania

e-book (epub, mobipocket)  2021.02.23

Pamiętaj, po każdej burzy wychodzi słońce!

Samotnia - oaza męskiej rozpusty i Pensjonat na Kaczym Wzgórzu - miejsce, gdzie poturbowane przez miłość kobiety leczą złamane serca. Czy te dwa domy mogą ze sobą sąsiadować bez obaw, że ich mieszkańcy nawzajem się wymordują?

Trzydziestoletnia Łucja jest przekonana, że to niemożliwe i robi, co może, żeby pozbyć się z sąsiedztwa właściciela Samotni, Roberta, o jakże znaczącym nazwisku - Sęp. Niestety, mężczyzna nie ma zamiaru rezygnować z inwestycji. Pomiędzy Łucją a Robertem narasta niechęć i wzajemna antypatia, która z czasem przeradza się w... No właśnie, w co?

Co szykuje dla nich przewrotny i los i ile ich jeszcze czeka perypetii, zanim zrozumieją, że wszystko już dawno zapisane zostało w gwiazdach?

Dobre książki muszą umieć skupić uwagę czytelnika, być pełne emocji, zaskakiwać i skłaniać do przemyśleń. Dlatego zapraszam Państwa na Kacze Wzgórze - fani powieści obyczajowych będą zachwyceni. Przeczytałam jednym tchem i czekam z utęsknieniem na kolejny tom. Polecam!

Matka Książkoholiczka

Ten debiut to istna mieszanka wybuchowa! Emocje iskrzą, napięcie rośnie, a akcja wciąga już od pierwszej strony.

Gorąco polecam, rewelacyjna książka!

Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Książki takie jak my

Fragment

Słońce grzało niemiłosiernie, kiedy siedziała na pomoście z podkasaną sukienką, mocząc nogi w letniej wodzie. Spięła wysoko na czubku głowy burzę ciężkich loków i wystawiła twarz do słońca. Czuła, że jest już czerwona jak piwonia i na pewno bę­dzie miała dwa białe placki po okularach przeciwsłonecznych, ale było jej tak przyjemnie, że nie chciało jej się stąd ruszać. Uwiel­biała te delikatne odgłosy i dziką naturę, która ją otaczała. Deli­katne pluskanie wody tuż przy brzegu i szemrzące pod wpływem wiatru tataraki.

Machała nogami zanurzonymi w wodzie, z ulgą przyjmując krople na udach. Otworzyła jedno oko i spojrzała na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą spał Stefan. Niestety, pies nie był w sta­nie znieść takich temperatur i uciekł do domu schować się pewnie na zadaszonym ganku.

Nie wzięła telefonu ani zegarka, więc nie miała pojęcia, jak długo tu już siedzi. Wynurzyła jedną stopę z wody, ze zdumieniem odkrywając, że pięty ma pomarszczone jak suszona śliwka. Cholera! Chyba jednak trochę za długo.

Poderwała się i stanęła na śliskich, starych deskach. Pomost zatrzeszczał, wydając z siebie po raz kolejny tego lata metalowy, złowieszczy pogłos.

- Trzymaj się, stary! - mruknęła, omijając jednym susem po­luzowaną deskę. Ruszyła biegiem w stronę domu, rozgarniając bosymi stopami miękką trawę.

Droga pod górkę w takim upale była strasznie wyczerpująca, przystanęła więc na chwilę tuż przy furtce, łapiąc ciężko powie­trze. Marzyła o zimnym piwie i miała nadzieję, że wielki, oszro­niony kufel już na nią czeka. Zamknęła dokładnie furtkę, wrzuci­ła kluczyk za stanik i ruszyła w stronę domu.

Z radością zauważyła, że Karolina, Jagoda oraz Paulina siedzą na ganku przed domem i wachlują się gazetami. Ubrane w góry od strojów kąpielowych, a także krótkie spodenki, machały do niej radośnie, kiedy pojawiła się w zasięgu ich wzroku. Łucja po­dziwiała te roześmiane buzie, również machając im jak wariatka. Czuła dumę, że ma w tej radości swój udział. Dziewczęta były wypoczęte i wyluzowane, a siedząc tak we trójkę, wyglądały jak kolorowe cukierki w sklepie ze słodyczami.

Każda była inna. Karolina miała piękne, długie blond włosy o niespotykanie zimnym odcieniu. Wyglądała jak bohaterka żyw­cem wyjęta z norweskiej powieści o wikingach i ich brankach. Jago­da była pyskatym wulkanem energii o krwistoczerwonych włosach, obciętych krótko i po męsku, oraz szmaragdowych oczach, a Pauli­na przypominała tajemniczą Hiszpankę z powłóczystym ciemnym spojrzeniem, oliwkową cerą i krótkim bobem koloru czekolady. Tylko ona czuła się trochę w tym gronie jak słoń w składzie por­celany ze swoją nadwagą, trzęsącym się wielkim tyłkiem i burzą czar­nych loków, które rzadko kiedy dały się ujarzmić. Jedyne z czego była dumna, to ogromne czarne oczy, odziedziczone po babce Lilianie.

- Piwa albo wody! - krzyczała w ich stronę, kiedy wspinała się po drewnianych schodach na ganek.

Dziewczęta wybuchnęły śmiechem, a Jagoda podała jej ogrom­ną szklankę, niestety bezprocentowego napoju. Łucja opadła na tarasową kanapę, aż jęknęła wiklina. Stefan, który smacznie spał tuż pod nią, zaskomlał pełen pretensji. Wypiła wszystko jednym haustem, aż zabrakło jej tchu.

- Jezu, to przecież istne piekło... - jęknęła, odstawiając pustą szklankę. Jagoda ponownie ją napełniła.

- Mnie się nawet nie chce palcem ruszyć - westchnęła Paulina, ocierając pot z czoła.

- Upał jak na dzikim zachodzie... Brakuje tylko burzy piasko­wej i Brudnego Harrego - zarechotała Jagoda, robiąc minę, która według niej przypominała grymas twarzy znanego hollywoodz­kiego gwiazdora.

- Jakby Clint Eastwood robił takie miny, to skończyłby w ba­rze z hamburgerami, a nie na czerwonym dywanie! - Karolina pacnęła ją ze śmiechem w ramię.

- My tu gadu-gadu, a lepiej pokaż Łucji, co ci twój eksmał­żonek napisał! - Jagoda odwróciła się w stronę Karoliny, która wystawiła język, jakby chciała zwymiotować.

- No, dawaj! - ponaglała ją Paulina, klepiąc się po udach.

Blondynka z ociąganiem wyciągnęła komórkę z kieszeni szor­tów i podała ją Łucji.

- ,,Wróć do mnie... Gdzie jesteś?!" - przeczytała na głos, marszcząc nos.

- Wróć dooo mnieee! - zaintonowała Jagoda, naśladując nie­udolnie Krzysztofa Krawczyka. Dziewczyny się roześmiały.

Łucja oddała Karolinie telefon. Wiadomość jej nie zaskoczyła. Były mąż Karoliny pisał do niej regularnie co dwa dni, zalewając ją falą błagalnych SMS-ów. Łucja pozwalała dziewczętom na korzysta­nie z komórki w razie jakichś problemów. Miały natomiast całko­wity zakaz kontaktowania się z byłymi partnerami, zamieszczania zdjęć oraz lokalizacji na Facebooku i innych stronach. Pomimo że jej pensjonat miał stronę internetową i każdy mógł ją bez proble­mu odnaleźć, to męska wyobraźnia nie była na tyle rozwinięta, żeby wpaść na pomysł, że takie miejsce jak to może istnieć. Kacze Wzgó­rze miało jeden jasny cel i Łucja nie zamierzała opuszczać poprzeczki ani o milimetr z powodu męskich wyrzutów sumienia.

- Bardzo namolny i wytrwały! - mruknęła, kładąc się ponow­nie na skrzypiącej sofie.

- Szkoda, że nie był taki wytrwały, kiedy z nim mieszkałam! - prychnęła Karolina. - Kutas jeden! Jak on śmie w ogóle do mnie pisać...?!

- Uspokój się! Jesteś tu po to, żeby wyciszyć emocję, a nie się nakręcać z jego powodu. Miał już swoją szansę - dobitnie wyra­ziła się Łucja.

- Wydałam dwa tysiące na terapeutę. - Kobieta nie dawała za wygraną. - Po to, żeby usłyszeć, że za dużo wymagałam...

Łucja westchnęła w duchu. Pomimo buntowniczego nastawie­nia ta piękna blondynka nie potrafiła zerwać chorej więzi z byłym mężem. Tak jak była od niego uzależniona przed ślubem i w trak­cie małżeństwa, tak pozostało po rozwodzie. On, znając jej słabo­ści, starał się ją złamać i zmusić do powrotu. Łucja solennie sobie obiecała, że nie pozwoli żadnej kobiecie, która do niej przyjecha­ła, na powrót do byłego partnera.

- Karolina - upomniała ją najspokojniej jak umiała - prze­rabiałyśmy to. Oni zawsze proszą. Należy spuścić na to kurtynę milczenia. Zrobiłyście wielki krok, przyjeżdżając tu. Nie wolno się cofać! Trzeba płynąć z prądem, a nie pod prąd! - Jej dłonie zafalowały w powietrzu.

Pozostałe dziewczyny przytaknęły.

- Popatrz na mnie - wtrąciła się Jagoda. - Dobrze wiesz, że dawałam mojemu szanse cztery razy. Za każdym razem, kiedy lą­dowaliśmy w łóżku, jak kretynka sprowadzałam go z powrotem. Nawet walizki pomagałam mu wnosić. A ten dalej swoje! Da­wanie facetowi drugiej szansy to bezowocny trud, jakbyś chciała schłodzić wodę na pustyni. Nierealne!

- Miałaś cierpliwość... - mruknęła pod nosem Paulina.

- Słuchajcie, po to tu przyjechałam, żeby nie dawać mu szansy. Więc cicho już bądźcie, nie jestem naiwnym dzieckiem! - Karoli­na zrobiła naburmuszoną minę.

Łucja, patrząc na nią, nie była do końca przekonana, że ten zamiar jej się powiedzie.

- Lepiej idź i zrób mi coś do jedzenia! Już prawie siedemna­sta. - Karolina postanowiła zmienić temat.

- Ja? - żachnęła się Paulina. - Nie chce mi się, jest ze czterdzie­ści stopni... Jak możesz myśleć o jedzeniu?!

- Ona może, bo waży ze czterdzieści kilogramów! - zaśmiała się Łucja, patrząc z zazdrością na jej smukłe nogi biegaczki. - Tak nawiasem mówiąc, trzeba jechać na zakupy, lodówka prawie pusta.

- O tak! I kupimy kiełbachę na ognisko, piwko... i przywita­my nową! - wymsknęło się Jagodzie.

Łucja się poderwała, spoglądając na nią z wyrzutem. To miała być niespodzianka, a ta oczywiście wypaplała! Kiedy odebrała te­lefon, Jagoda akurat kręciła się po kuchni i wszystko słyszała. Łu­cja nie miała wyjścia i musiała wtajemniczyć Jagodę. Ten rudzielec jednak obiecał jej, że się nie wygada. Płonne nadzieje!

- Nowa?! - krzyknęły zgodnym chórem Paulina i Karolina.

Jagoda rozdziawiła usta, by po chwili zasłonić je dłońmi.

- Przepraszam! Zapomniałam, że to miała być niespodzian­ka! - pisnęła, przybierając zbolały wyraz twarzy.

- Nic wam nie mówiłam, bo wiecie, jak to jest. Czasami niby dzwonią, a potem się nie pojawiają! - usprawiedliwiała się Łucja z marsową miną.

- Wiesz coś o niej? Pytałaś? - Paulina jak zwykle nie mogła opanować ciekawości.

Łucja powiedziała tylko tyle, ile dowiedziała się z rozmowy te­lefonicznej, że to pani przed czterdziestką i mieszka w Szczecinie.

- Przedstawiła się jako Agnieszka... - dodała na koniec. - Nie wiem, czy przyjedzie. Nie czułam determinacji w jej głosie. Takiej na przykład jak u ciebie! - Wskazała na Paulinę, wystawiając jej język.

Wywołana do tablicy położyła teatralnie dłoń na piersi.

- Ja?!

- Nie pamiętasz?! - wtrąciła się Jagoda, która zawsze lubiła przedrzeźniać resztę i być w centrum uwagi. Robiła to w tak uro­czy sposób, że absolutnie żadna się na nią nie gniewała.

- Jak to było, Łucjo?! ,,O Boże! O Boże! Musi pani znaleźć dla mnie pokój, błagam! Proszę mnie przyjąć! Mam go tak dosyć!" - Jagoda krzyczała głośno, naśladując Paulinę. Doskonale wiedzia­ła, że musi zaskrzeczeć niemal jak zabijana kura, bo wielokrotnie już nabijały się z desperacji swojej koleżanki.

Dziewczyny prawie turlały się ze śmiechu. Paulina też im wtó­rowała, nie obrażając się za przedrzeźnianie: dokładnie tak się za­chowała, dzwoniąc trzy tygodnie temu do pensjonatu na Kaczym Wzgórzu.

- Tak właśnie było! I dlatego wiedziałam, że ty, Paulinko, na pewno się nie rozmyślisz!

- Nigdy w życiu! - Po fali śmiechu Paulina spoważniała. - Miałam go tak dosyć, że nigdy bym nie zrezygnowała!

- Dobra, koniec tematu facetów! To miejsce nie jest idealne na takie rozmowy, pamiętacie? Chodźcie, przekąsimy coś i zrobimy listę zakupów na jutro!

Łucja wstała pierwsza, a za nią, jakby była kocią mamą, ruszyła reszta dziewcząt.

Miała jeszcze trochę do zrobienia, bo oprócz listy zakupów musiała przygotować pokój w razie wizyty nowej dziewczyny oraz wydrukować dla niej regulamin.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break