Kleszcze na Białołęce. "Na Tarchominie nic nie działa"
4 maja 2016
W tym roku jest wyjątkowo dużo kleszczy w Warszawie i okolicach. I choć sanepid ostrzega przed wyprawami do lasów, nie znaczy to, że kleszcza nie złapie się poza nimi. Doświadczenie wskazuje, że przyniesienie ze spaceru pasożyta nie jest niczym nadzwyczajnym.
Już przed rokiem pojawiły się interpelacje o "odkleszczanie" dzielnicy opryskami. Tyle, że wówczas okazało się to niemożliwe. - Przed wprowadzeniem preparatu chemicznego należałoby uzyskać zgodę właścicieli terenów, na których będą prowadzone opryski, ponieważ okolice wału wiślanego od mostu do granicy z Jabłonną tylko w niewielkiej części są własnością Warszawy - odpowiadał na interpelację radnego Cieszkowskiego w marcu 2015 wiceburmistrz Kaliński. - Ponadto w budżecie dzielnicy nie ma środków na realizację.
W tym roku radny ponawia interpelację, wnosząc nie tylko o spryskanie terenów nadwiślańskich, ale też Zielonej Białołęki. Pisma złożył pod koniec kwietnia. Odpowiedzi jeszcze nie dostał, ale Marzena Gawkowska, rzecznik urzędu, mówi wprost: ani dzielnica ani miasto nie planuje oprysków. - To walka z wiatrakami, bo nie przynosi spodziewanych rezultatów. Ponadto nie wszystkie te tereny są publiczne, a nie możemy prowadzić oprysków na działkach prywatnych.
Warto przypomnieć, że kleszcze lubią wysokie trawy i liściaste drzewa - na terenach, gdzie oba te warunki są spełnione (a więc niekoszone łąki, tereny nad Wisłą, zaniedbane skwery) ryzyko, że kleszcz zacznie na nas albo na naszym psie żerować, jest naprawdę wysokie. Jednak bez paniki - kleszcza można usunąć pęsetą albo specjalnym przyrządem dostępnym w aptekach. Pod żadnym pozorem nie wolno tych pajęczaków wykręcać (istnieje możliwość, że główka pasożyta zostanie w skórze) ani tym bardziej niczym smarować - w odruchu obronnym kleszcz zwymiotuje wyssaną nam krew wraz ze swoją śliną, w której często znajdują się zarazki boreliozy.
(wt)