Kierowcy rezygnują, klienci płacą więcej. Uber w tarapatach?
8 października 2020
Od 1 października przewoźnicy tacy jak Uber, Bolt czy Free Now stają się równi z taksówkarzami. Wchodzi w życie ustawa, której skutki odczujemy na własnej skórze - dłużej czekając na przejazd i więcej płacąc.
Ustawa obowiązywać miała od początku stycznia, jednak została przesunięta na kwiecień, by dać firmom okres przejściowy. Wybuch pandemii przesunął wprowadzenie nowego prawa na październik.
Dla kierowców oznacza to konieczność m.in. posiadania licencji na przewóz osób, odpowiedniego oznakowania samochodów i wyposażenia w taksometry. Oprócz nowych wymogów, od teraz przewoźnicy tych firm korzystać będą mogli z buspasów i większej liczby miejsc postojowych, do niedawna dostępnych tylko dla licencjonowanych taksówek.
Co to oznacza w praktyce?
- Tej jesieni przemieszczanie się po polskich miastach może zająć pasażerom nieco więcej czasu - mówił w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Łukasz Stachowiak, menadżer w firmie Bolt.
Eksperci szacują, że w związku z wejściem w życie nowych przepisów, zniknąć może do 70 proc. kierowców, świadczących usługi bez licencji taksówkarskiej, co oznacza, że liczba dostępnych pojazdów w aplikacji znacznie się zmniejszy. Wzrośnie więc czas oczekiwania na przejazd, co szczególnie odczują mieszkańcy mniej "ruchliwych" rejonów miast.
Odejdą przede wszystkim kierowcy, dla których wożenie ludzi było jedynie pracą dorywczą. Mniejsza flota poskutkuje wyższymi cenami.
- Ustawa zniweluje różnice w cenach za przejazd. Szacuje się, że koszty kursów wzrosną u tańszych przewoźników nawet o ponad 50 proc. - mówi Andrzej Padziński z zarządu iTaxi.
Rynek zweryfikował?
Taksówkarze od dawna protestowali przeciwko funkcjonowaniu przewoźników takich jak Uber czy Bolt. Ich zdaniem, firmy te psuły rynek. Klienci decydowali się na korzystanie z ich usług przede wszystkim ze względu na niższą cenę, którą - jak twierdzą - "znali jeszcze przed przejazdem", w przeciwieństwie do przejazdu taksówką.
Od paru dni, zarówno "uberowcy", jak i "taryfiarze" są sobie równi, przynajmniej z punktu widzenia prawa. Czy oznaczać to będzie zdrowszą konkurencję na rynku? A może drastyczny spadek popytu? Wszystko wskazuje na początek końca tanich przejazdów po mieście, co było głównym atrybutem firmy Uber, gdy wjeżdżała na polskie ulice.
Kacper Badura