"Kiedy widzę port Żerański, robi mi się smutno". Architekt o Białołęce
25 stycznia 2017
Warszawa po latach znów docenia potencjał Wisły, ale Białołęka wciąż nie umie wykorzystać portu Żerańskiego.
Czy zarząd Białołęki jest wyznawcą nowej "religii" uznającej deweloperów za zło zagrażające mieszkańcom naszej dzielnicy? Czy wkrótce wszyscy zapłacimy firmom deweloperskim odszkodowania? Trudno to jednoznacznie ocenić, ale nie ma wątpliwości, że relacje z deweloperami, w tym z największymi, bardzo się ostatnio pogorszyły. Dlaczego? Po kilku dekadach przerwy Warszawa powoli przypomina sobie, że leży nad rzeką. A czy Białołęka wie, że leży także nad Kanałem Żerańskim? Tematem tym zajął się warszawski architekt Radosław Gajda, prowadzący na YouTube vlog poświęcony architekturze i urbanistyce. W 7-minutowym odcinku pokazał przykłady ciekawego zagospodarowania terenów nad rzekami, kanałami i morzami. Szwedzi, Niemcy czy Portugalczycy świetnie wykorzystują wodę w miastach. Polacy - niekoniecznie. Zdaniem architekta Warszawa powinna jak najszybciej schować kolejne odcinki Wisłostrady w tunelu i zająć się zagospodarowaniem portu Żerańskiego.
- Czy port Żerański może się stać pełnoprawną częścią miasta, atrakcyjną ze względu na swoje położenie nad wodą? Nie jest to takie proste - mówi Gajda. - Potrzeba pieniędzy, woli i mądrości. Deweloperzy muszą wyłożyć pieniądze, aby trochę to miejsce dogęścić i ściągnąć ludzi, którzy tchną tutaj życie. Lokalne władze potrzebują woli i determinacji, by pozwolić deweloperom budować zgodnie z mądrym planem miejscowym.
To oczywista szpilka wbita wiceburmistrzowi Jackowi Poddębniakowi, skonfliktowanemu z firmą Dom Development. Deweloper chce na swoim terenie przy Modlińskiej i Kowalczyka zbudować bloki, obiekty handlowo-usługowe, miejski plac i teren sportowy. Wszystko jest zgodne z obowiązującym planem zagospodarowania a wstępne ustalenia zostały poczynione jeszcze za rządów burmistrza Piotra Jaworskiego. Obecny zarząd torpeduje plany dewelopera.
Milion pomysłów
Zbudowany w latach 50. port Żerański od wielu lat jest "portem" tylko z nazwy. Ogromny obszar u wrót Białołęki to dziś zarośnięty chaszczami i zaniedbany teren "rekreacyjny", na zagospodarowanie którego było w ostatnich latach mnóstwo pomysłów. Hotel, aquapark, centrum konferencyjne, hala sportowo-widowiskowa, biurowce - nic z tej listy nie powstało.Już siedemnaście lat temu białołęccy radni przekazali tereny portowe konsorcjum, w którym udziałowcami byli ówczesna gmina Warszawa-Białołęka i deweloper J.W. Construction. Przez trzy lata starano się o pozwolenie na budowę dla luksusowego kompleksu hotelowo-gastronomicznego z centrum konferencyjnym i atrakcjami wodnymi.
- Zamierzeniem inwestorów jest stworzenie niepowtarzalnego miejsca, jakiego w Warszawie jeszcze nie ma - pisaliśmy w 2001 roku. - Nowy port ma zmienić na wiele lat sposób stereotypowego postrzegania tej strony Wisły. Ma przyciągnąć rzesze gości spragnionych wypoczynku i rozrywki, których na próżno teraz szukać. Zgodnie z wizją Ludomira Słupeczańskiego, architekta z zespołu projektującego cały kompleks, ma być utrzymany w konwencji Disneylandu - odrealnionego, bajkowego miejsca.
Patrząc po latach na wizualizacje postmodernistycznej, cukierkowej zabudowy portu można cieszyć się, że ówczesne plany spaliły na panewce. Temat powrócił w 2009 roku, gdy burmistrz Jacek Kaznowski zapewniał o "tajemniczym inwestorze", gotowym zainwestować na Białołęce okrągły miliard złotych. Planowana przez Dom Development inwestycja to kolejne podejście do tematu rewitalizacji Żerania. Tym razem plan jest tak realny, jak nigdy wcześniej, ale inne jest także podejście samorządu. Port Żerański wciąż czeka na swoją kolej.
(dg)
.