Karetki błądzą na Nowodworach
16 grudnia 2005
Pani Iwona 15 minut temu wezwała pogotowie. Jej 40-letni mąż wciąż jest nieprzytomny. Pani Iwona denerwuje się, bo sygnał karetki słyszała już dwa razy przez kuchenne okno. Czyżby nie mogli trafić? No ale przecież w takim przypadku mieli zadzwonić i dopytać o drogę.
Ekipa pogotowia dotarła wreszcie do nieprzytomnego pacjenta. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Mąż pani Iwony żyje i ma się nieźle, jak na czterdziestolatka po zawale. Czas jednak najwyższy, aby władze zajęły się uporządkowaniem nazewnictwa ulic i numeracji budynków na Nowodworach, tak by odzwierciedlały stan faktyczny i aby kierowca karetki nie musiał poszukiwać adresu na czuja, lecz żeby wynikał on jasno z mapy dzielnicy.
- Rzeczywiście zdarzają się sytuacje, w których zespół ma trudności z dotarciem do miejsca wezwania. Są to jednak sytuacje sporadycznie i mają miejsce nie tylko na Białołęce, ale również w innych dzielnicach - twierdzi Edyta Grabowska, rzecznik warszawskiego pogotowia. - Najczęściej docierają do nas sygnały o tego typu sytuacjach na Ursynowie. Nie prowadzimy statystyk, które pokazałyby, jak często zespół ma kłopot z dotarciem do pacjenta, bo jest to praktycznie niemożliwe. Z rozmów z kierownikami stacji wynika jednak, że kłopoty zdarzają się na zamkniętych osiedlach z ochroną, w miejscach, gdzie domofony zamontowane są na bramach do osiedli i w miejscach, gdzie adres budynku nie zgadza się z nazwą ulicy, od której umiejscowiona jest np. klatka schodowa. Mając na względzie powyższe, dyspozytorzy starają się zbierać jak najbardziej dokładne informacje o praktycznych aspektach dotarcia pod podany adres, a w razie kłopotów oddzwaniają do wzywającego z prośbą o dalsze instrukcje dla zespołu. Nie zdarzyła się sytuacja, w której kłopot z dotarciem do pacjenta spowodowałby pogorszenie jego stanu. Większość wezwań do mieszkań to wezwania do zachorowań, nieuzasadnione dla pogotowia, a właściwe dla podstawowej opieki zdrowotnej - konkluduje Grabowska.
Po raz pierwszy "Echo" pisało o nazewniczym bałaganie na Nowodworach w 2003 roku. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. No może poza zmianą nazwy nowej ulicy Topolowej na Ordonówny. To bardzo drobna kosmetyka, bo bloki stojące przy Światowida nadal mają adresy Książkowa albo Odkryta. Budynki te stawały na nieruchomościach powstałych z działek położonych przy Książkowej bądź Odkrytej, dlatego zgodnie z rozporządzeniem Ministra Gospodarki Komunalnej nadano im numery od tych ulic.
W obecnej strukturze organizacyjnej stolicy za nowodworski bałagan nazew-niczy odpowiada Delegatura Biura Geodezji i Katastru Urzędu Miasta. Nie podlega ona zarządowi dzielnicy ani dzielnicowym radnym. Na pytanie dziennikarza "Echa" dotyczace perspektywy zmiany sytuacji, przekazanego za pośrednictwem sekre-tariatu zarządu dzielnicy i wiceburmistrza Tadeusza Semetkowskiego, delegatura odmówiła odpowiedzi, bo pytanie powinno do niej trafić za pośrednictwem biura prasowego miasta! Rzecznik otrzymał to samo pytanie i przed zamknięciem tego wydania "Echa" z odpowiedzią nie zdążył.
Z nieoficjalnie zdobytych informacji nie wynika, by cokolwiek planowano. Czas jednak najwyższy na zmianę powstałego bałaganu. Nowodwory już dawno przestały być placem budowy, mieszka tu ponad jedna czwarta mieszkańców dzielnicy, a utrzymywanie takiego stanu rzeczy jest narażaniem ich zdrowia i życia. Dwa lata temu w rozmowie z dziennikarzem "Echa" ówczesna szefowa Delegatury Biura Gospodarki Nieruchomościami, Geodezji i Katastru Urzędu Miasta Ewa Gniewek mówiła, że ewentualna zmiana numeracji wiąże się ze zmianami adresów zameldowania wielu osób, co w przypadku blokowisk jest skomplikowane i kosztowne. Chyba czas najwyższy przestać myśleć o kosztach, gdy karetka szuka przy Odkrytej bloku z numerem 44, podczas gdy blok ten stoi przy Światowida, a w środku umiera człowiek.
Bartek Wołek