Głupi niszczy, reszta podziwia więc zza płotu
25 listopada 2013
Szegedyńska 9a - nowoczesne, wszechstronne centrum kultury, a także miejsce rozrywki dla najmłodszych - z placem zabaw. Zamykanym niestety po skończonej pracy ośrodka. - Młodzież wdrapuje się na dach, skacze z niego, jeździ po gzymsach na rolkach. Podglądają kobiety podczas aerobicu, rzucają kamieniami. Niszczą wszystko! Jak tu nie grodzić? - komentuje dyrektorka Bielańskiego Centrum Edukacji Kulturalnej.
Oburzeni mieszkańcy
- Dzieci oglądają plac zabaw przez ogrodzenie. Proszę o podjęcie działań umożliwiających im swobodne korzystanie z miejsc, które są wybudowane właśnie dla nich - mówiła radna Anna Czarnecka podczas jednej z sesji rady dzielnicy. - Urząd dzielnicy nie ma możliwości przeznaczenia żadnych dodatkowych pieniędzy na poszerzenie oferty związanej z funkcjonowaniem placu zabaw przy ul. Szegedyńskiej 9a w dodatkowych godzinach i dniach wolnych od zajęć - odpowiada jej Tadeusz Olechowski, rzecznik bielańskiego urzędu. Bo to według urzędników wiązałoby się w zatrudnieniem ludzi, pilnujących w okolicy porządku.
Bez ochrony ani rusz?
Dyrektorka Bielańskiego Centrum Edukacji Kulturalnej podkreśla, że chociaż mały plac zabaw przy budynku jest zamknięty, to obok znajduje się drugi i jest otwarty codziennie do 22.00 - nawet w soboty i niedziele. Jest to jednak plac zabaw przeznaczony głównie dla starszych dzieci. Centrum każdego dnia otwiera także górkę, po której zimą można zjeżdżać na sankach, a latem poleżeć i poopalać się.
Dyrektor BCEK Dorota Tondera twierdzi, że ogrodzenie budynku i placu z jednoczesnym zamykaniem na weekendy było koniecznością. - Na ten teren poza dziećmi przychodzi młodzież, a także dorośli, którzy bezmyślnie korzystają choćby z huśtawek, przy okazji je niszcząc. Mamy monitoring i reagujemy na te wszystkie złe zachowania, ale zanim pracownicy wyjdą z budynku, żartownisie uciekają i dochodzi do wymiany zdań na odległość - mówi dyrektor BCEK Dorota Tondera. Przez górkę młodsza młodzież dostaje się na dach budynku Centrum i skacze po tzw. świetlikach, rzuca w nie kamieniami, powodując kosztowne straty - mówi Dorota Tondera. - Młodzież wchodzi na gzymsy dachu i jeździ po nich na rolkach lub urządza sobie skocznię. Ostatni przypadek to skoki na worki ze sproszkowaną substancją (czarną i czerwoną), którą rozrzucono po całym terenie. Mieszkańcy byli świadkami tego wydarzenia, ale nikt nie zareagował, nie wezwał straży miejskiej ani policji - dodaje. Na otwartym, dużym placu do zniszczeń dochodzi regularnie.
Sprzeczne interesy
- Mamy monitoring i reagujemy na te wszystkie złe zachowania, ale zanim pracownicy wyjdą z budynku, żartownisie uciekają i dochodzi do wymiany zdań na odległość. Weźmy choćby zeszły tydzień: czterech trzynasto-, czternastolatków weszło na dach i przez świetliki podglądało aerobic kobiet. Potem doszło do dyskusji między nimi a naszym dozorcą i zaczęła się nieprzyjemna zabawa w "kotka i myszkę" - opowiada Dorota Tondera. Jak podkreśla, od czasu ogrodzenia terenu i zamykania go po godz. 22.00 oraz na większość weekendu, takich przypadków jest mniej. A udostępnienie dużego placu zabaw mieszkańcom wydaje się jej być zdrowym kompromisem.
- Ale na tym placu zabaw nie ma nawet huśtawki! To miejsce dla starszych dzieci - mówi pani Felicja, mieszkanka osiedla na Bielanach.
Jaki jest więc złoty środek?
DZ