Duża wycinka w Lesie Bielańskim. "Ograniczamy obecność robinii akacjowej"
18 stycznia 2022
Lasy Miejskie wzięły na celownik robinie akacjowe rosnące przy Marymonckiej, w młodszej części lasu.
Uzasadniając wycinkę przeprowadzoną w Lesie Bielańskim warszawscy leśnicy cofają się aż o kilkaset lat. W XVII wieku, w okresie wczesnych badań i kolonizacji Ameryki Północnej, francuscy i angielscy ogrodnicy sprowadzili zza oceanu nieznany wcześniej gatunek drzewa.
"Inwazja" robinii akacjowych
Ze względu na pachnące kwiaty robinia akacjowa była początkowo traktowana jak roślina ozdobna, a następnie doceniona również za dobre drewno. Wszystko zmieniło się w ubiegłym stuleciu, gdy biolodzy uznali robinie akacjowe za tzw. gatunek inwazyjny, świetnie przystosowujący się do różnych warunków, szybko rosnący i ograniczający dostęp do światła innym drzewom. Dziś można spotkać robinie akacjowe w strefach klimatu umiarkowanego Ameryki Północnej, Europy, Azji i Afryki. Styczniowa wycinka była ograniczona do fragmentu Lasu Bielańskiego znajdującego się w pobliżu Marymonckiej i Akademii Wychowania Fizycznego. Przed II wojną znajdowały się tam tereny wojskowe.
- Skutkiem tego zabiegu jest powstanie przestrzeni, którą zajęły młode drzewa, czyli samosiejki, bardzo cenne w naszych lasach, ale również przestrzeni, którą również wykorzystują istniejące tutaj drzewa gatunków rodzimych, takich jak klony czy lipy - mówi Andżelika Gackowska, wicedyrektorka Lasów Miejskich, na nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych. - Teraz po raz kolejny częściowo ograniczymy obecność tego gatunku. Oczywiście takie prace mogą wywoływać kontrowersje i tym razem zapewne znowu tak będzie, bo widok ściętych pni budzi negatywne skojarzenia.
Poprawili oznakowanie
Wycinka robinii akacjowych nie była jedyną zmianą, jaką przeszedł ostatnio Las Bielański. W październiku Lasy Miejskie zapowiedziały, że będą utrudniać przejazd miłośnikom kolarstwa cross-country, łamiącym przepisy dotyczące poruszania się po rezerwacie przyrody rowerem i rozganiających osoby korzystające ze ścieżek.
- Jest to przede wszystkim bardzo duży problem dla przyrody - mówiła wówczas wicedyrektor Gackowska. - Tam, gdzie są takie ścieżki, bardzo często zniszczona jest roślinność, zniszczona jest gleba, następuje erozja gruntu, więc cały ten mały świat zwierzęcych organizmów, roślin i grzybów nie może się prawidłowo rozwijać. Również dzika zwierzyna na tym cierpi, bo jest płoszona i nie ma nawet swojej enklawy do spokojnego życia.
(dg)