Domowe jedzenie na Modlińskiej - oceniamy barek w ratuszu
30 listopada 2015
Atmosfera w białołęckim ratuszu jest ostatnio bardzo gorąca. Tym razem jednak nie piszemy o polityce, a oceniamy ofertę naszego magistrackiego barku.
Na dworze wieje, zimno, mokro. O niczym innym człowiek nie marzy, jak tylko dotarciu do domu i spałaszowaniu gorącego obiadu. A co jeśli autobus się spóźnia, do domu daleko, a pada coraz bardziej? Ruszajcie do białołęckiego ratusza. Na czwartym piętrze urzędu karmią, poją, i - co istotne w dzisiejszych czasach - nie oskubią nas z ostatnich złociszy.
Barek serwuje klasykę typu "obiady domowe". Mamy tu więc zupy (5 zł), drugie dania (11,50) i zestaw zupa plus drugie danie (14,50). Menu to klasyka, która nikogo nie powinna dziwić. Jest więc ogórkowa, pomidorowa, rosół, ale też pikantna meksykańska. Na drugie - gulasz, pieczone udo kurczaka, naleśniki, pierogi, kotlety - ale to nie zakład przemysłowy, więc co dzień będzie coś innego. Na popitkę oczywiście kompot, ale dla miłośników słodkich napojów takie też się znajdą. Na deser można zjeść ciastko - mnie najbardziej rozczuliły małe kawałki wafelków (1,20 zł), które przypomniały mi początek lat dziewięćdziesiątych i wakacje na Mazurach w Ośrodku Wypoczynkowym PZO Spychowo. Tam właśnie raz na kilka dni rolę deseru odgrywał wafelek. Słowem - ja daję piątkę. A gdy ktoś powie: przecież ziemniaki nie są słone - to ja odpowiem: a po co masz na stole solniczkę?
Ktoś jeszcze próbował i pokusi się o ocenę?
Przemysław Burkiewicz