Bombowce Stalina nad Wolą. Zapomniana rzeź sprzed lat
2 września 2020
Gdyby powstanie warszawskie nie wybuchło, prawdopodobnie właśnie te wydarzenia byłyby wspominane jako najbardziej dramatyczne w historii dzielnicy.
Rozpoczęte w 1941 roku sowieckie naloty na Warszawę to jeden z najbardziej zapomnianych epizodów II wojny światowej. Już drugiego dnia po niemieckim ataku na komunistyczne imperium na okupowaną Warszawę spadły bomby, zrzucane przez Wojskowe Siły Powietrzne ZSRR. Sowieci mierzyli w mosty, fabryki i stanowiska obrony przeciwlotniczej, ale częściej trafiali w przypadkowe cele, takie jak wypełniony pasażerami tramwaj na Pradze, w którym zginęło 34 cywilów.
W kolejnych dniach Niemcy odepchnęli wroga na tyle daleko od Warszawy, że miasto znalazło się poza zasięgiem jego bombowców. Do sierpnia 1942 roku sytuacja na froncie zmieniła się na tyle, że Niemcy byli już pod Stalingradem (dziś Wołgograd), próbując odciąć Rosjan od dostaw ropy naftowej z Azerbejdżanu. Równolegle w Warszawie rozgrywał się prawdziwy dramat.
W nocy nalot, w dzień łapanka
W nocy 20/21 sierpnia Rosjanie rozpoczęli bombardowania, które przyćmiły skalą niemieckie naloty z września 1939 roku, uznawane wcześniej za najstraszniejsze w historii wojen. Do dziś nie wiemy, co dokładnie chcieli osiągnąć, zrzucając bomby na cywilne obiekty na Woli i niszcząc miejską infrastrukturę. Zaatakowana została m.in. zajezdnia tramwajowa na rogu Młynarskiej i Wolskiej, której czasowe wyłączenie z użytkowania sparaliżowało ruch cywilny w okupowanym przez Niemców mieście. Pamiętnej nocy zginęło prawdopodobnie ok. 200 Polaków i 60 Niemców. Był to jednak dopiero początek.
Noc 1/2 września przyniosła kolejny, jeszcze poważniejszy nalot. Sowieccy piloci atakowali getto żydowskie na Muranowie i Mirowie, niszczyli groby na Powązkach, ponownie sparaliżowali zajezdnię przy Młynarskiej i poważnie zniszczyli targowisko na Kercelaku. Spłonęły setki straganów, a wraz z nimi mnóstwo legalnych i nielegalnych towarów, czekających na klientów na słynnym bazarze. Ich zniszczenie natychmiast spowodowało podwyżkę cen, co w okupowanym mieście oznaczało prawdziwą tragedię.
Chichot historii
Choć oficjalne niemieckie media działały zgodnie z zasadami wyznaczonymi przez Josepha Goebbelsa - przemilczały i przekręcały fakty - nie były w stanie zatuszować tego, co Polacy i Niemcy widzieli na własne oczy. Na początku września 1942 w Warszawie zapanowała prawdziwa panika. W obawie przed sowieckimi nalotami ludzie uciekali z miasta na wieś a niemieccy dygnitarze odsyłali żony do ojczyzny. Kulminacja ataków z powietrza nastąpiła w maju 1943, gdy bombardowane były głównie cywilne cele w Śródmieściu. Na Woli spłonął wówczas bazar na pl. Kazimierza Wielkiego, w miejscu którego stoi dziś centrum handlowe Jupiter.
Podczas nalotów w 1943 roku Sowieci korzystali z amerykańskich samolotów B-25 Mitchell. Dla Polaków nie byłoby w tym niczego ciekawego, gdyby nie tragiczny fakt: nasi marynarze ginęli na północnym Atlantyku w obronie dostaw sprzętu, który był odbierany w porcie w Murmańsku przez Rosjan i... wykorzystywany do ataków na naszą stolicę.
Po II wojnie światowej temat sowieckich nalotów na Warszawę został objęty cenzurą a ofiary do dziś nie doczekały się upamiętnienia.
(dg)