Pisaliśmy o poszukiwaniach świadków pobicia we wtorkowy poranek na Pasłęckiej. Teraz mamy wersję żony kierowcy czerwonej Alfy.
Już po publikacji apelu pana Filipa dostaliśmy informację "z drugiej strony". - Mąż wyjeżdżał z Osiedla pod Dębami, czarny Focus jechał od Strumykowej. Na pasie, którym się poruszał - zdaniem męża dużo szybciej niż obowiązujące tam 30 km/h - stały zaparkowane na poboczu samochody, więc jechał niemal środkiem drogi, zamiast ustąpić pierwszeństwa tym, którzy mieli wolny pas, czyli Alfie. Po hamowaniu, doszło do ostrej wymiany zdań między panami. Nerwy puściły obu. Mąż wysiadł i podchodząc do Forda użył niecenzuralnych słów. Gdy pan Filip wysiadł, zaczął wymachiwać rękami. W odruchu obronnym dostał od męża w głowę - traf chciał, że dostał w łuk brwiowy, który pękł, więc pojawiła się krew. Pan Filip zaczął krzyczeć, żeby wzywać policję. Mąż odjechał a na miejsce - zapewne po wezwaniu przez pana Filipa - przyjechała karetka i policja.
Kobieta zapowiada, że są gotowi wystąpić na drogę sądową. - Jeśli pan Filip złoży wniosek do sądu - my zrobimy to samo - pisze. - Tymczasem szkoda nam czasu, nerwów i pieniędzy na takie bzdury.
Podkreśla też, że miejsce, w którym doszło do zdarzenia, jest bardzo niebezpieczne. - Jest ciemne, nieoświetlone, na dodatek widoczność jest mocno ograniczona - pisze. - A codziennie chodzą tędy matki z dziećmi czy same dzieci do pobliskiej szkoły. Ci, którzy je znają, jeżdżą ostrożnie, nie tak, jak pan Filip.
Zapowiada się więc ciekawa batalia - tym razem na sali sądowej.
(wt)