REKLAMA

Bielany

samorząd »

 

Bielański sposób na wścibskiego dziennikarza

  6 września 2012

alt='Bielański sposób na wścibskiego dziennikarza'

Wraz z wyborem nowego burmistrza Rafała Miastowskiego na Bielanach zapanowała dziwna moda. Dyrektorzy wszystkich publicznych placówek nie udzielają prasie informacji. Wszystkie odpowiedzi dla mediów muszą zostać przefiltrowane przez rzecznika prasowego. Zdaniem urzędników takie działanie nie ma na celu wprowadzenia dziennikarzy w błąd, lecz jedynie ujednolicenie przekazu.

REKLAMA

Nawet tak błahe informacje jak np. wysokość stawki czynszowej za najem lokalu komunalnego muszą zostać podane przez dyrekcję bielańskiego Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami za pośrednictwem biura prasowego bielańskiego ratusza. Dyrektorzy bielańskich szkół również odsyłają dziennikarzy do rzecznika urzędu, nawet jeśli chodzi o podanie liczby dzieci w klasach pierwszych. Efekt jest taki, że na Bielanach każda wypowiedź pracowników placówek samorządowych, zanim trafi do prasy musi zostać, mówiąc brzydko, "ocenzurowana". Inaczej oceniają to pracownicy urzędu dzielnicy. - Oświadczam, że nikt w bielańskim ratuszu nie wprowadził żadnej cenzury - mówi z całą stanowczością Katarzyna Białczyk, inspektor zespołu
Czy dbałość o dobry wizerunek dzielnicy, nie jest zwykłą selekcją informacji - nagłaśniamy sukcesy, tuszujemy wpadki?
promocji i komunikacji społecznej urzędu dzielnicy Bielany. - W trosce o jakość informacji i dobry wizerunek dzielnicy poprosiliśmy jedynie dyrektorów szkół i innych jednostek o przesyłanie do rzecznika prasowego urzędu dzielnicy Bielany odpowiedzi na pytania zadawane przez dziennikarzy - tłumaczy Białczyk przypominając, że w każdym urzędzie, nie tylko bielańskim, to właśnie rzecznik prasowy odpowiada za kontakty z mediami, dbając o jednolity przekaz informacji.

Tylko czy dbałość o dobry wizerunek dzielnicy, nie jest zwykłą selekcją informacji - nagłaśniamy sukcesy, tuszujemy wpadki?

Proszę opuścić salę

"Ujednolicanie przekazu informacji" dla mediów przez bielański urząd to nie jedyna niedogodność dla dziennikarzy lokalnych. Aby przypadkiem jakieś niewygodne dla włodarzy dzielnicy informacje nie wyciekły do prasy, przedstawiciele mediów są wypraszani z obrad sesji rady dzielnicy w czasie omawiania skarg składanych przez mieszkańców. Takie ograniczenie jawności działalności rady dzielnicy urzędnicy tłumaczą koniecznością ochrony danych osobowych. Dlaczego więc takiej przesłanki do ograniczenia jawności działalności rady dzielnicy nie stosuje się we wszystkich urzędach dzielnic na terenie Warszawy? Nic takiego nie ma miejsca na przykład podczas sesji rady dzielnicy Wola, gdzie skargi mieszkańców są omawiane publicznie i nikt na ten czas z sali sesji nie jest wypraszany. Tam również, w przeciwieństwie do Bielan, radni bez problemu otrzymują przed sesją kopie skarg mieszkańców wraz z uzasadnieniem komisji rewizyjnej. Na Bielanach radni mogą jedynie mieć wgląd w te dokumenty. Nie mogą ich jednak ani kopiować, ani kserować, ani wynosić poza urząd. Czy przypadkiem przesłanka o ochronie danych osobowych nie służy temu, żeby któryś z radnych nie przekazał prasie tych skarg, które mogłyby zaszkodzić dobremu wizerunkowi wrażliwego na własnym punkcie burmistrza?

Na wstępie Ustawy o dostępie do informacji publicznej z dnia 6 września 2001 r. czytamy, że "każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację publiczną w rozumieniu ustawy i podlega udostępnieniu". I nawet jeśli prawo do informacji publicznej podlega ograniczeniu ze względu na prywatność osoby fizycznej lub tajemnicę przedsiębiorcy (art. 5 ust. 2 tejże Ustawy), to urzędnicy powinni choćby spytać mieszkańców składających skargi o to, czy chcą oni rezygnować z tego prawa czy nie.

Co tak rozpaczliwie chcą ukrywać władze Bielan?

Anna Przerwa

 

REKLAMA

Komentarze (8)

# eRDe

06.09.2012 18:34

Arogancji władzy ciąg dalszy...

# R17

06.09.2012 18:57

Szkoda komentować nawet. Krytyka była by mniej uwłaczająca władzy aniżeli takie coś. Źle rządzić cóż czasem nie wyjdzie ale arogancja i ukrywanie wszystkiego to najgorsze co władza może zrobić.

# obserwatorwawa

08.09.2012 20:27

Niestety coraz gorzej się dzieje w tej dzielnicy pod wodzą człowieka, który się uważa chyba za jedynego władcę tego folwarku. Dziwi natomiast milczenie mediów na ten temat.

REKLAMA

# jackaroo

10.09.2012 08:40

Zgadzam się, w dzielnicy dobrze się nie dzieje z nowym burmistrzem, ale co tu się dziwić, jak można zobaczyć na zdjęciu w ostatniej gazecie bielańskiej radni podczas spotkań bawią się tabletami zamiast zajmować się sprawami dzielnicy. Głupio by było tak publicznie bawić się tabletami, więc sesje są zamknięte.

# Mirosław Wrzeciono

20.09.2012 15:04

Po co takie "ujednolicenie". Czy Pan burmistrz boi sie, żeby np. dyrektor którejś szkoły nie palnął, że nauczyciele za mało zarabiają? Albo, żeby dyrektor ZNK czasem nie chlapnął, że brakuje mu kasy na remont chodników? Mysli Pan, burmistrzu, że bez pańskiego "ujednolicenia" mieszkańcy tego nie wiedzą?

# baskier

20.09.2012 23:18

Należy zadać pytanie: Dlaczego mieszkańcy Bielan sami nie mogli wybrać swojego burmistrza???? Przecież mamy ponoć demokrację - a wybory samorządowe to od czego są??? Za dwa lata wyborcy zagłosują ... inaczej...

REKLAMA

# trofi

21.09.2012 09:24

POŁUDNIE polemizuje z Anna Przerwą:
Szanujmy prywatność
Wydaje się, że Anna Przerwa w artykule "Sposób na wścibskiego dziennikarza" ("Echo Łomianek i Bielan" nr 13 z 31 sierpnia 2012 r.) uzewnętrznia marzenie o nieograniczonym dostępie dziennikarza do wszelkich informacji - również tych, które dzisiaj prawo chroni. Co więcej, autorka domaga się, aby to urząd, do którego obywatele mogą się np. poskarżyć, sam ich pytał, czy chcą zrezygnować ze swoich praw do ochrony prywatności na rzecz mediów.
Autorka pisze, że "to urzędnicy powinni choćby spytać mieszkańców składających skargi o to, czy chcą oni zrezygnować z tego prawa, czy nie". Oczywiście mieliby rezygnować na rzecz mediów, które ich sprawą mogą się zainteresować. Czyżby Urząd miał skłaniać obywateli do rezygnacji z tego, co dziś im w świetle prawa przysługuje? Ustawa o ochronie danych osobowych zakazuje przetwarzania, a więc również udostępniania danych sensytywnych. Ustawa o dostępie do informacji publicznej nie pozwala na traktowanie informacji ze sfery prywatności jako informacji publicznej. Czy Prawo prasowe nakłania dziennikarza do naruszania prywatności?
W skargach obywateli często znajdują się informacje prywatne i obowiązkiem urzędu, do którego skarga trafia, jest ochrona tych danych, a nie znajdowanie sposobu na udostępnianie ich dziennikarzom.
Prawo do wolności słowa jest istotnym, bardzo ważnym prawem. Nie można go jednak przedkładać nad ochronę praw jednostki. Dlatego Ustawa o ochronie danych osobowych wymaga m.in. posiadania uprawnień do przetwarzania danych osobowych od osób, które drażliwe dane osobowe przetwarzają, jak również nakazuje ich pełną ochronę. I nie ma to nic wspólnego z cenzurą, na którą w zupełnie nieuzasadniony sposób powołuje się autorka wspomnianej publikacji. Nie ma również nic wspólnego z cenzurą realizacja art. 11 Ustawy Prawo Prasowe, w świetle którego informacji o działalności instytucji są obowiązani udzielać prasie kierownicy jednostki, ich zastępcy, rzecznicy prasowi lub inne upoważnione osoby, w granicach obowiązków powierzonych im w tym zakresie. W praktyce wygląda to tak, że dyrektorzy szkół bardzo chętnie korzystają z tego, że obowiązek informacyjny wobec mediów wypełniają rzecznicy prasowi urzędów dzielnic, którzy są specjalistami w zakresie komunikacji. Nikt natomiast nie zabrania im bezpośredniego komunikowania się z dziennikarzami, gdyby uznali, że w konkretnej sprawie tak być powinno. Przykładem są chociażby liczne wypowiedzi Doroty Tondery, dyrektora Bielańskiego Centrum Edukacji Kulturalnej, cytowane przez Annę Przerwę w artykule "Szegedyńska nareszcie pięknieje" W tym samym wydaniu gazety.
O tym zaś, czym jest spójność informacyjna w pracy rozległych instytucji publicznych czy korporacji, o granicach jej użyteczności dla przekazania prawdziwego obrazu zjawiska, a także jej nadużywaniu, chętnie porozmawiam odrębnie.
Wiktor Krakowski

# taki-tam

21.09.2012 10:24

W wyszukiwarce na stronie "Południa" wpisujemy 'Wiktor Krakowski'. Wynik: 4 artykuły. Żaden nie dotyczy Bielan. Jaką więc wiedzą na temat bielańskiego rzecznika (jak go Pan ładnie nazywa - specjalistą w zakresie komunikowania) może pochwalić się autor polemiki? Jeżeli w ogóle miał do czynienia z rzecznikiem, a przyjmijmy że miał, skoro tak go broni, to dlaczego nie napisał ani jednego artykułu o Bielanach? Czyżby nie dostał żadnej odpowiedzi na zadawane pytania albo odpowiedzi te były tak nierzeczowe, że nie udało się z nich sklecić materiału? Jestem w stanie uwierzyć w jedno i drugie, mając na co dzień do czynienia z tym 'fachowcem'. Dlaczego więc Pan Krakowski broni bielańskiej polityki informacyjnej, skoro sam nie jest w stanie pochwalić się ani jednym rezultatem wynikającym z tejże polityki i kontaktów z "fachowcem w zakresie komunikowania "?
więcej na forum

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuBielany

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe