Burmistrz Gralewicz czy Kaznowski?
25 września 2009
Czy Jan Gralewicz, szef wydziału kadr w białołęckim ratuszu znęcał się psychicznie nad pracownicami? Na to pytanie usiłuje odpowiedzieć komisja antymobbingowa przy urzędzie miasta.
- Kiedy się tu pojawił, powiedział, że jest czwartym burmistrzem - wspomina jedna z pracownic urzędu. - Dostał zbyt duże nieoficjalne kompetencje od burmis-trza Jacka Kaznowskiego.
- Pozwolono mu na zbyt wiele - potwierdza wysoki rangą urzędnik dzielnicy. - Panoszy się po urzędzie, jak po prywatnym folwarku i w chamski sposób odnosi do pracowników. Zbyt często panie przez niego płaczą.
- Pracuję w administracji ponad 20 lat, ale czegoś takiego jeszcze nie widzia-łam - mówi chcąca zachować anonimowość urzędniczka. - Połowa urzędu jest spa-raliżowana, bo pan kadrowy stosuje wobec pracowników esbeckie metody: straszy, ubliża i poniża. Stosuje je, gdy ktoś stanie mu na drodze i nie zgodzi się z jego zdaniem - dodaje urzędniczka.
- Przy osobie nadzorującej pracę mojego wydziału zaczął mnie parodiować i pukać się w czoło, jak do niego mówiłam - dodaje inna.
- Było bardzo dużo skarg do burmistrza i wiceburmistrzów. Niejedna urzęd-niczka płakała przez kadrowca. Niestety burmistrz sprawia wrażenie jakby to Gra-lewicz był jego szefem, a nie on szefem Gralewicza - dodaje urzędnik.
Inny zarzut wobec kadrowego, który zgłaszają urzędnicy, to przyjmowanie pracowników do poszczególnych wydziałów według własnego widzimisię i politycz-nego klucza. Gdy znalazły się osoby, które chciały przeciwstawić się takim prakty-kom i wytknęły kadrowemu, jak powinny wyglądać konkursy na stanowiska, zosta-ły "ukarane": - Przestałam otrzymywać informacje o szkoleniach, nie byłam infor-mowana o pewnych sprawach. Polecenia były wydawane bezpośrednio moim pra-cownikom, a ja o niczym nie wiedziałam - mówi naczelniczka wydziału.
- Wydając polecenia moim podwładnym podważał mój autorytet. Wywierał ogromną presję na ludzi, sama przez niego płakałam, płakały inne urzędniczki. Zdarzyło się nawet załamanie nerwowe przez jego zachowanie. Jedna z naczelni-czek podupadła na zdrowiu i do dziś przebywa na zwolnieniu lekarskim - mówi urzędniczka.
Miarka przebrała się w czerwcu. Dwie naczelniczki: Maria Szeląg-Okoń i Ewa Dobrosielska postanowiły oficjalnie przeciwstawić się działaniom kadrowego. Zło-żyły skargę do burmistrza. Sprawa po wielu tygodniach leżenia w szufladzie Jacka Kaznowskiego trafiła do miasta, gdzie powołano komisję antymobbingową. Na po-czątku lipca odbyły się pierwsze przesłuchania. - W tym czasie namawiano pra-cowników urzędu, by nie świadczyli na rzecz pań, które wniosły skargę, a mówili dobrze o naczelniku wydziału kadr - mówi "Echu" pracownica urzędu.
- Moim zdaniem wszystko zmierza ku ukręceniu sprawie łba - mówi radny dzielnicy. - W komisji zasiada przedstawiciel działu prawnego naszego urzędu. Jak można więc liczyć na to, że przesłuchiwani pracownicy się "otworzą" i powiedzą prawdę o kadrowcu. Całe to postępowanie jest z góry skazane na porażkę - doda-je.
A zarzuty wobec Jana Gralewicza dotyczą nie tylko mobbingu. Chodzi także o niezgodne z przepisami przyjmowanie ludzi do pracy w urzędzie. - Nabór pracowni-ków do wydziału, za który ja odpowiadam, przeprowadzał z nadania partyjnego, a nie z konkursu, bo wprowadzał do urzędu osoby, które nie znały się na swojej pra-cy i były nieprzygotowane. Kiedy się mu przeciwstawiłam w tej sprawie, kadrowy zaczął chodzić po urzędzie i opowiadać, że jestem niezrównoważona - mówi jedna z naczelniczek, które złożyły oficjalną skargę.
Jedna ze skarżących pań podupadła na zdrowiu, bierze leki. Na zły stan zdro-wia kobiety wpłynęła m.in. decyzja burmistrza Jacka Kaznowskiego, który stwier-dził, że nie widzi możliwości współpracy z nią, bo "sprawa wyszła poza urząd", co więcej pojawiła się informacja, że kobieta zostanie przeniesiona do urzędu na Tar-gówku.
Postępowanie antymobbingowe zbliża się już ku końcowi. Czy kadrowemu wszystko ujdzie płazem? Nieoficjalnie wiemy, że burmistrz Jacek Kaznowski dał na-czelnikowi Gralewiczowi upomnienie. Z kolei od członka komisji antymobbingowej dowiedzieliśmy się, że burmistrz przekazał obu naczelniczkom skarżącym się na kadrowca informację, że nie widzi możliwości dalszej współpracy z nimi i już podjął kroki mające na celu usunięcie kobiet z urzędu.
Mimo wielu prób, nie udało nam się porozmawiać z naczelnikiem Gralewiczem. Nie miał więc szans odnieść się do zarzutów. Jego pracownicy stwierdzili, że nie ma go w pracy przez tydzień, a oni nie mają z nim żadnego kontaktu, ani telefonicz-nego, ani mailowego.
Poproszony przez nas o komentarz i ustosunkowanie się do zaistniałej sytuacji burmistrz Jacek Kaznowski stwierdził krótko: - Nie będę o tym rozmawiał, to wew-nętrzna sprawa urzędu.
Naszym zdaniem powód, dla którego naczelnik Gralewicz dostał upomnienie od burmistrza nie jest sprawą pomiędzy nim a Gralewiczem. Rozstanie się z naczelni-czkami w takiej atmosferze - także nie może być uznane za wypadek przy pracy. Skoro jednak burmistrz publiczny urząd traktuje jak prywatną siedzibę, w której brudy pierze się w czterech ścianach, czekamy na oskarżenie "Echa" o naruszenie miru domowego.
Barbara Kiliszek, Wiktor Tomoń
Nasz komentarz
Poprzednik Jacka Kaznowskiego miał wiele wad, które mógłbym długo wyliczać, ale miał jedną podstawową zaletę - przez 12 lat nikt w urzędzie nie miał wątpliwości, że rządził Jerzy Smoczyński. Dziś urzędnicy te wątpliwości mają. Burmistrz nie może sobie na to pozwalać.Bartek Wołek