Turmoncka nie dla parkujących. "Mają jeździć rowerami i autobusami"
1 lipca 2021
Czy postępująca w całej stolicy "moda", polegająca na wyprowadzeniu samochodów z miasta i zmuszaniu kierowców do przesiadki do transportu miejskiego, właśnie dotknęła kierowców z Turmonckiej?
- Dziś (9 czerwca) zostały odpakowane prezenty od urzędu dzielnicy dla mieszkańców ul. Turmonckiej - napisał w facebookowej grupie dla mieszkańców Targówka pan Piotr. - Bardzo ładne, nowe znaki zakazu zatrzymywania, które wyeliminowały około 40 miejsc postojowych, będących tu... odkąd istnieje Bródno. Jeśli ktoś chciałby przesłać podziękowania, to proszę kierować je do wydziału infrastruktury, ewentualnie do zarządu dzielnicy. Znaki zostały postawione... na wniosek straży miejskiej. I teraz pytanie: dla kogo są urzędnicy dzielnicowi? Dla straży miejskiej czy dla mieszkańców? Pomyślmy i pamiętajmy przy kolejnych wyborach.
Warszawa kontra samochody
- Pozwoliłem sobie zadzwonić do wydziału infrastruktury, gdzie dowiedziałem się, że dzielnica nie jest od budowania miejsc parkingowych, a mieszkańcy mają jeździć rowerami i autobusami - czytamy w komentarzach kierowców. - Jak dla mnie to szczyt arogancji, ale skoro my, wyborcy, tak sobie pozwalamy i tak sobie wybieramy, to potem tak mamy.
- Jak dla mnie pomysł trafiony, zwłaszcza że obok jest przedszkole i szkoła, a popaprańcy potrafią nawet parkować na przejściu dla pieszych - komentują inni. - Nie zlikwidowano miejsc postojowych, bo ich tam nigdy nie było. To, że gdzieś fizycznie da się stanąć, nie czyni tego miejscem postojowym. Rozumiem irytację, że skończyło się "rumakowanie na krzywy ryj", ale nie rozumiem nawoływania do obrony bezprawia.
Był parking czy nie?
W rozmowie ze strażnikami miejskimi dowiedzieliśmy się, że funkcjonariusze nie składają wniosków do urzędów o likwidację miejsc postojowych czy też ustawianie takich znaków, a zajmują się jedynie opiniowaniem. W urzędzie dzielnicy usłyszeliśmy zaś, że na Turmonckiej mieszkańcom nie zabrano żadnego miejsca postojowego, gdyż ich tam nigdy... nie było.
- Powtórzyliśmy jedynie znak już istniejący - zapewnia rzecznik Rafał Lasota. - Dlaczego? Z prostego powodu. Od istniejącego znaku do zakończenia jego obowiązywania był ciąg o długości 400 metrów i kierowcy widocznie nie wiedzą, co likwiduje znak zakazu zatrzymywania się. Zrobiliśmy to na prośbę straży miejskiej. Żadne miejsca postojowe nie zostały zlikwidowane. Proszę spojrzeć, gdzie te samochody do tej pory stały. Dlatego na pytanie "gdzie teraz mieszkańcy mają parkować swoje pojazdy?" mogę jedynie odpowiedzieć - na osiedlu. Powinni pójść do zarządcy osiedla i to on powinien im wskazać miejsca, gdzie mogą parkować.
Przypominamy przepisy
- Chodziło nam tylko o ustawienie znaku przy szkole - zapewnia Sławomir Smyk ze straży miejskiej. - Co do pozostałego odcinka drogi, to rąk w tym nie maczaliśmy. Chodziło nam tylko i wyłącznie o bezpieczeństwo dzieci w tym miejscu, bo samochody tam nie powinny stać.
Ponieważ przepisy w naszych głowach bywają "ulotne", przypominamy, iż znak zakazu obowiązuje do najbliższego skrzyżowania lub znaku, który go odwołuje. W przypadku zakazu zatrzymywania i postoju może to być np. zakaz postoju, dopuszczający możliwość zatrzymania samochodu do 1 minuty, znak zakazu zatrzymywania z tabliczką "koniec", znak odwołania zakazów albo znak zakazu zatrzymywania z tabliczką zawierającą pionową strzałkę skierowaną do dołu.
(db)