Wyjaśnienie do artykułu "Straszne przedszkole?"
28 września 2007
Do białołęckich przedszkoli publicznych uczęszcza ok. 1200 dzieci. Władze dzielnicy nie ukrywają, że opieka nad dziećmi w przedszkolach, spotyka się z ich strony ze szczególnym zainteresowaniem.
Zbiegiem okoliczności, w dniu wydania "Echa" uczestniczyłem w spotkaniu z rodzicami dzieci uczęszczających do tego przedszkola oraz jego filii przy ulicy Śreniawitów. Łącznie to prawie 260 maluchów. Przyjechałem, aby wysłuchać opinii rodziców. Na początku zebrania przeczytałem wszystkim zgromadzonym artykuł, a następnie poprosiłem rodziców o ustosunkowanie się do jego treści. Pani Krystyna Fasoń, mama jednego z maluchów, stwierdziła, że "... dziecko bardzo chętnie przychodzi do przedszkola, płacze, bo nie chce z niego wyjść. Słyszałam bardzo dobre opinie dotyczące przedszkola i jestem bardzo zadowolona z tego, że dziecko dostało się do tej placówki". Pani Aleksandra Kindracka stwierdziła, że "jest zadowolona z zaangażowania dyrektora w wyposażenie przedszkola, zabawki oraz pomoce dydaktyczne. Na każdym zebraniu rady rodziców, dyrektor przedstawia informacje dotyczące zaplanowanych działań, mówi też o tym, co się wydarzyło". Dodała także: "o każdej porze, gdy przychodzę do przedszkola, nauczycielki są zajęte opieką i pracą z dziećmi". Natomiast Pani Agnieszka Kozak, mama jednego z dzieci z grupy IV powiedziała, że nie zgadza się z tym, że w sali było brudno: "Sale są czyste, a toalety lśnią czystością". W dyskusji wziął udział także Pan Krzysztof Nowicki. Stwierdził on, że nie ma żadnych zastrzeżeń do pracy przedszkola oraz że słyszy same pozytywne wypowiedzi. Nikt nie zabrał głosu w tonie artykułu.
Rodzicom, pracownikom i mnie było przykro z zaistniałej sytuacji. Zdaję sobie sprawę, że każdy ma prawo do oceny, powinna być ona jednak obiektywna. Zauważone nieprawidłowości w funkcjonowaniu placówki powinny być zgłaszane nauczycielom, dyrektorowi lub władzom dzielnicy. Rozgrywając swoją prywatną wojnę, ktoś wyrządził szkodę pedagogom, na co dzień dbającym o dobro jego dzieci. Czy dla własnej satysfakcji, kryjąc się za anonimem, można obniżać autorytet innym? Czy dorobek pedagogiczny, zaufanie rodziców i uśmiech dzieci z przedszkola można stawiać na szali? Skoro w tytule artykułu redakcja postawiła znak zapytania, to może on sugerować, że informacje zawarte w jego treści są niesprawdzone.
Nieprawdziwe jest stwierdzenie, że nauczycielki są często nieobecne. W ubieg-łym roku tylko jeden z wychowawców miał problemy z nieobecnością, obecnie nie pracuje w opisywanym przedszkolu. Nieprawdziwe jest również posądzenie o alko-holizm jednego z nauczycieli.
Aby podejrzenia o podobne sytuacje w innych placówkach oświatowych nie miały miejsca, postanowiłem ułatwić bezpośredni kontakt ze mną, jako osobą nad-zorującą placówki oświatowe w dzielnicy. W każdą ostatnią środę miesiąca przyj-muję skargi i wnioski rodziców dzieci oraz pracowników przedszkoli i szkół w dziel-nicy, mieszkańców przyjmuję także w każdy poniedziałek. Zapraszam do zgłasza-nia inicjatyw oraz ewentualnych nieprawidłowości w funkcjonowaniu placówek oświatowych.
Andrzej Opolski
zastępca burmistrza
Od redakcji
Znak zapytania w tytule niczego nie sugeruje. Znak zapytania oznacza, że jest to pytanie. Pytanie dlatego, że niestety nikt przed wydaniem poprzedniego numeru "Echa" nie chciał rozwiać narastających wątpliwości. Artykuł nie był efektem jed-nego anonimu, lecz powtarzających się co jakiś czas skarg na placówkę. "Wiec po-parcia" z udziałem wiceburmistrza raczej niczego nie wyjaśnia. Rodzice, którzy zgłaszają tego typu sprawy do "Echa" zastrzegają sobie anonimowość. Fakty przez nich podawane zweryfikować może jedynie rozmowa dziennikarza z dyrektorką placówki. Do takiej nie doszło. Pani dyrektor wymówiła się rzekomym zakazem rozmów z prasą. Niezależnie od tego, czy taki zakaz istnieje czy nie, jest niezgodny z prawem. Dyrekcja przedszkola, szkoły i każdej innej placówki ma obowiązek odpowiadać na pytania dziennikarzy - wynika to wprost z zapisów ustawy o dostę-pie do informacji publicznej. Gdyby dyrekcja przedszkola, zamiast słuchać bzdur-nych zakazów zwierzchników, zechciała zapoznać się z ustawą i podporządkować jej zapisom, artykuł z pewnością miałby inny wydźwięk, bo zawierałby stanowisko drugiej strony. Można by też bardziej szczegółowo odnieść się do innych zarzutów rodziców, o których - z powodu braku odpowiedzi - nie mogliśmy napisać.Nie przesądzamy, czy przedszkole jest straszne czy wspaniałe. Z pewnością każda ze stron ma swoje racje, ale strona, która unika konfrontacji, traci na tym. Artykuł opublikowany został także ku przestrodze dla innych dyrektorów szkół i przedszkoli. Znudziło nam się słuchanie o tym, jak to nie mogą oni rozmawiać z prasą, bo "burmistrz nie pozwala".