W Sejmie jest mnóstwo istotnych dla Warszawy spraw do załatwienia
11 września 2019
Rozmowa z Jarosławem Szostakowskim, radnym Warszawy (PO), kandydatem na posła.
Jest Pan przewodniczącym klubu PO w Radzie Warszawy, a więc jedną z najbardziej wpływowych osób w mieście. Niecały rok temu odnowił Pan mandat na kolejną kadencję. Skąd pomysł, by kandydować do Sejmu i najprawdopodobniej podpierać ścianę jako poseł opozycji?
Jestem radnym Warszawy już czwartą kadencję i kieruję nieprzerwanie największym klubem w radzie. Nie chwaląc się mam opinię człowieka skutecznego i dobrego organizatora. Ale może czas przekazać komuś tę pałeczkę a samemu zająć się nowymi sprawami, gdzie umiejętność zarządzania i skuteczność również się przydadzą? W ciągu tych 20 lat samorządowe sprawy i mechanizmy funkcjonowania poznałem dogłębnie. Teraz po prostu przyszedł czas na kolejny etap działalności politycznej. Co nie znaczy absolutnie, że mi się Warszawa znudziła! Zaangażowałem się w działalność opozycji ulicznej, więc kierunek: parlament - wyszedł jakoś naturalnie. W Sejmie jest do załatwienia mnóstwo spraw istotnych dla samorządu, także warszawskiego. Choćby kwestie reprywatyzacji czy finansów m.in. na edukację.
Co uważa Pan za sukces, a co jest porażką podczas pełnienia mandatu radnego Warszawy?
Kiedy się jest przewodniczącym kolegialnego ciała, to te sukcesy stają się zbiorowe. Na pewno gdyby nie my, czyli ja i koledzy z klubu PO, rower miejski zacząłby funkcjonować o wiele później. To radni namawiali urzędników i naciskali, by system wystartował jak najszybciej. I - jak widać - warszawiacy pokochali tę formę poruszania się po mieście. Z dumą mogę powiedzieć, że Warszawa sprzed 20 lat i Warszawa dziś, to zupełnie inne miasto, z którego jestem dumny! Sprawiły to w dużej mierze inwestycje finansowane z Unii Europejskiej - mamy metro, nowe mosty, drogi, nowoczesne węzły komunikacyjne, klimatyzowane tramwaje i autobusy. Zmieniła się jakość życia. Poza tymi ogromnymi inwestycjami, wspólnie z warszawiakami zmieniamy otoczenie realizując ich pomysły zgłaszane w ramach budżetu obywatelskiego. Wyrównane drogi, czysta woda, którą można pić z kranu, nowe szkoły, place zabaw, choćby siłownie plenerowe. Łatwo przyzwyczajamy się do dobrego, ale może warto sobie uświadomić, że tego 20 lat temu po prostu nie było! To wszystko powstało po decyzjach radnych. A porażki? Cóż, pewnie by się znalazły, ale najwyraźniej nie było tak źle, skoro wyborcy po raz kolejny ocenili mnie pozytywnie w głosowaniu wyborczym.
Dlaczego w przededniu wielkiego kryzysu finansów miasta, zamiast sprzedać jedną z najdroższych działek w Europie i mieć z niej coroczny ogromny dochód w podatkach, władze stolicy zdecydowały się wydać prawie pół miliarda na Muzeum Sztuki Nowoczesnej?
A uważa pan, że to muzeum nie powinno powstać? Przypominam, że pomysł dotyczący tej inwestycji pojawił się jeszcze za kadencji prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zdecydowała, że będzie on kontynuowany i realizowany, choć w trakcie pojawiło się wiele przeszkód. Wspomnę tylko, że kontrakt z wybranym w międzynarodowym konkursie architektem Christianem Kerezem trzeba było zerwać. Rezygnowanie z projektu teraz, gdy udało się pokonać tyle trudności, byłoby niepoważne. A jeśli mówi pan o sprzedaży działki, to naprawdę nie jestem pewien, czy na ten fragment placu Defilad naprawdę znalazłby się tak szybko kupiec, który zażegnałby wizję finansowego kryzysu stolicy.
Warszawa wciąż boryka się z problemami z własnością kamienic i gruntów, zapoczątkowanymi w 1945 roku przez dekret Bieruta. Czy poprze Pan tzw. dużą ustawę reprywatyzacją, która zamknęłaby temat?
To zależy od kształtu tej ustawy, ale zasadniczo tak. Warszawa od lat czeka na uregulowanie tego problemu. Tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna została przygotowana właśnie za naszej kadencji. Projekt został złożony w Sejmie przez prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz i po jego wejściu w życie udało się uratować dla miasta już wiele działek pod szkołami, przedszkolami czy boiskami.
Platforma wiele dziś mówi o praworządności, zarzucając PiS-owi łamanie prawa. Zatem dlaczego Warszawa od wielu lat nie wykonuje wyroków sądów i nie wypłaca odszkodowań byłym właścicielom nieruchomości?
Pytanie o wypłatę odszkodowań należy kierować do ratusza. To urzędnicy o tym decydują. Jednak chciałbym przypomnieć, że w ostatnich latach wiele decyzji dotyczących reprywatyzacji zostało zweryfikowanych i stąd również pewnie opóźnienia z nimi związane.
Okęcie, Modlin, Baranów - które z tych trzech lotnisk powinno docelowo obsługiwać Warszawę?
Nie jestem zwolennikiem molocha lokalizowanego 50 kilometrów od stolicy i nie wierzę w rychłe powstanie Centralnego Portu Komunikacyjnego. Zresztą mam wrażenie, że w PiS i w rządzie wierzą w tę koncepcję tylko jej autorzy i niewielu innych. A zatem odpowiedź narzuca się sama - lotnisko Chopina rozbudować tyle, ile się da, a następnie rozbudować Modlin. Czyli usprawniać to, co istnieje i szanować dotychczasowy dorobek, a nie zamieniać dobre niby lepszym.
Mamy specustawę drogową, mamy kolejową. Brakuje tramwajowej, która znacznie umożliwiłaby budowę nowych linii bez konieczności wykupu działki po działce czy budowania ulicy wzdłuż torów. Czy złożyłby Pan w Sejmie odpowiedni projekt?
Wydaje mi się, że nie jest tu potrzebna oddzielna ustawa a nowelizacja tych już istniejących. Wystarczy literalnie dopisać do ustawy drogowej, że przepisy dotyczące dróg mają zastosowanie także do torowisk, które przecież z reguły po drogach biegną. Wydaje mi się to stosunkowo proste do zrealizowania w parlamencie.
A co z warstwową własnością gruntów? Nowe przepisy nie mogą wejść w życie od lat, a dzięki zmianom w prawie można byłoby dużo łatwiej i taniej przykryć Trasę Łazienkowską czy kolejny fragment Wisłostrady, współpracując z prywatnymi inwestorami. Można by też bez problemów sprzedać działki nad tunelem metra, np. na Serku Bielańskim, co obecnie jest niemożliwe. Zajmie się Pan tym tematem w Sejmie i przekona większość sejmową, że to naprawdę ważne?
Nie chciałbym deklarować czegoś, do czego nie mam przekonania. Musiałbym poznać więcej argumentów za tym pomysłem, bo na razie dzielenie gruntu na to, co na nim i co pod nim wydaje mi się zbyt radykalne i stwarzające wiele niebezpieczeństw. Nie wykluczam jednak, że pomogłoby to Warszawie. Choć niestety kojarzy mi się to ze spekulacją powietrzem, która na amerykańskim przykładzie pokazana jest w musicalu "Burleska". Tam pewien biznesmen chce przejąć klub muzyczny po to, by go zburzyć i mieć prawo do przestrzeni nad gruntem, czyli powietrza, tylko po to, by zagwarantować widok z budowanych przez siebie wieżowców.
Ostatnie 20 lat to klęska współpracy PKP i władz miasta, co skutkuje np. zbyt wolnym rozwojem Szybkiej Kolei Miejskiej. Czy widzi Pan realne szanse na to, że np. przez 7-10 kolejnych lat nastąpi odwrócenie złej passy i dynamiczny rozwój SKM, czyli nowe stacje, nowe linie, większa częstotliwość pociągów?
Do tego potrzeba woli i szans na współpracę między stroną rządową a samorządową. Jeśli zmiany władzy w Sejmie nie będzie, ja tych szans nie widzę niestety. I to nie jest tylko problem SKM. To jest problem generalnie traktowania samorządowców przez przedstawicieli rządu PiS. Celowej polityki zrzucenia kolejnych finansowych zobowiązań na samorząd, jakby budżety miast były z gumy. Im więcej dotychczasowych samorządowców znajdzie się w Sejmie, tym większa szansa, że uda się obronić lokalne finanse przed degradacją. Nie boję się tego określenia, bo degradacją nazywam niebezpieczną perspektywę rezygnowania z kolejnych inwestycji rozwojowych na rzecz zapewniania wyłącznie bieżących potrzeb mieszkańców. Warszawiacy dziś tego nie odczuwają, bo przyzwyczaili się do budowy kolejnych dróg, systematycznej wymiany taboru na nowoczesny i ekologiczny, remontów kolejnych zrujnowane kamienic, oczekują wielkich inwestycji kulturalnych, lubią też przecież dzielnicowe imprezy, pikniki czy koncerty. Gdy będziemy musieli dodatkowe pieniądze przeznaczyć na podwyżki dla nauczycieli i utrzymanie szkół, a w budżecie miasta rocznie zabraknie ponad miliarda złotych m.in. w związku ze zmianami podatkowymi, z wielu tych rzeczy trzeba będzie rezygnować. Ale naprawdę nie chcę być aż takim pesymistą. Jako inżynier i wykładowca na Politechnice myślę zawsze pozytywnie i staram się znajdować konstruktywne rozwiązania. Jako maratończyk - nauczyłem się cierpliwości długodystansowca. Te cechy pozwalają mi osiągać cele, które sobie zamierzyłem. Tak było w Radzie Warszawy i obiecuję, że tak będzie w Sejmie, jeśli wyborcy po raz kolejny obdarzą mnie zaufaniem.
Rozm. as